Wiele osób na twitterze pytało, jak wyobrażam sobie samochód i dom Harry'ego.
Nalegali, żebym wstawiła chociaż zbliżone do mojej wyobraźni zdjęcia, dla Was wszystko :)
Z samochodem nie miałam problemu, bo zawsze wyobrażałam sobie coś w stylu samochodu Niallera
Natomiast domu nie znalazłam :(
Wyobrażam go sobie jako duży, piętrowy budynek z wielkimi oknami od podłogi do sufitu, mnóstwem świateł, wielkim ogrodem wśród drzew otoczonym murem i szerokim, brukowanym podjazdem, w okół którego jest dużo kwiatów i drzewek ozdobnych. Czarne dachówki, biały tynk, czarne, cienkie ramy okienne i drewniane wstawki ozdobne w niektórych miejscach. :)
____________________________
- Za chwilę skończę układać płyty i przyjdę do ciebie. - odparłam uśmiechając się do mojego nowego - starego Harry'ego.
Pokiwał głową.
- Czekam. - wychrypiał a jego oczy zrobiły się ciemniejsze. Uznałam to za pozytywny znak tego, że się stęsknił, chociaż i tak nie miał na co liczyć, bo nie chcę go męczyć.
- Do widzenia. panno Simpson. - rzucił na odchodne trochę głośniej.
- Do widzenia, panie Styles.
Odprowadziłam go wzrokiem. wyglądał znowu tak idealnie, seksownie i był jeszcze bardziej przystojny. Zagryzłam wargę, gdy przyłapałam się na niezbyt przyzwoitych wizjach z jego udziałem tworzących się w mojej wyobraźni.
Harry's pov.
Jak ja tęskniłem za tym zapachem, za tym wszystkim co tu się dzieje.
Można powiedzieć, że trochę odżyłem gdy zacząłem podpisywać jakieś faktury. Wróciłem do żywych.
Gdy wszedłem do gabinetu zobaczyłem jakąś kobietę siedzącą na krześle naprzeciwko mojego biurka.
- Panie prezesie... ta kobieta ma do pana sprawę, mówi, że to bardzo pilne. - usłyszałem za plecami głos sekretarki która niezbyt dyskretnie rozpięła kolejny guzik przy i tak odkrytym dekolcie.
- No dobrze. - "wracamy do normalności" - zdjąłem płaszcz i rzuciłem go na fotel.
- Zaparzyć kawę? - spytała blondynka która teraz postanowiła trochę wyprężać w moją stronę swoje wdzięki.
- Tak, poproszę. - uśmiechnąłem się. Kiwnęła głową i wyszła.
Usiadłem na przeciwko tajemniczego gościa. Jej oczy wydały mi się jakoś dziwnie znajome. Była chyba w wieku mojej matki, tylko stanowiła jej zupełne przeciwieństwo, miała czarne włosy upięte w kok i niebieskie oczy.
- Ja przepraszam że się nie przedstawiłam. - wstała. - Nazywam się Carla Ev... Carla Donny.
- Harry Styles. - również wstałem i wyciągnąłem rękę. - Co panią tu sprowadza?
- Szukam mojej córki. - jej głos przybrał lekko rozpaczliwą nutkę. Z powrotem usiedliśmy. - Dowiedziałam się, że tu pracowała, nie wiem, czy nadal tu jest, ja...
- Niestety nie mogę udzielać informacji o pracownikach. - rozłożyłem bezradnie ręce.
- Ja wiem... ale proszę... proszę niech mi pan chociaż powie, czy ona nadal tu pracuje, chcę wiedzieć... czy w ogóle żyje... - wyglądała jakby mi się tu miała za chwilę rozpłakać. Dla świętego spokoju i głownie dlatego, że za chwilę miała tu przyjść Ami postanowiłem jak najszybciej się jej pozbyć. Niezbyt miłe, ale taki już jestem.
- Jak nazywa się pani córka?
- Amelie Evans.
W tej chwili jakby się trochę zestresowałem. Matka Ami? No nieźle. Cholera.
- Cóż... - odchrząknąłem nie wiedząc co powiedzieć.
Teraz poczułem się trochę jakbym prosił ją o rękę Amelie czy coś.
No bo teoretycznie to moja przyszła teściowa.
Ciekawe czy ona wie...
Nie, przecież się przedstawiłem, a ona nie zareagowała...
Patrzyła na mnie z nadzieją w oczach. Takich samych, jakie ma moja ukochana...
Nagle rozległo się pukanie do drzwi i do gabinetu razem z tym swoim kwiatowym zapachem wparował nie kto inny jak Amelie.
Jak w jakiejś taniej komedii romantycznej.
Pozwoliłem sobie na chwilę wpatrzeć się w jej doskonałą sylwetkę, idealną twarz, czarne, lokowane włosy.
Amelie's pov.
Harry jak dawniej siedział za biurkiem onieśmielając swoją seksownością i urokiem, ale tym razem uwagę przykuła kobieta siedząca na przeciwko niego, która na mój widok wstała.... nie, to nie może być ona.
- Milly? Moja mała Milly... - jej oczy się zabłyszczały.
Harry był strasznie zdezorientowany.
- Mamo... co ty tu... - nie pozwoliła mi dokończyć bo zamknęła mnie w mocnym uścisku.
- Może wyjdziemy... - podciągnęła nosem. - Pan pewnie ma dużo spraw i nie chce wysłuchiwać mojego płaczu... Milly, moja Milly...
- Nie, mamo... w zasadzie to.. to jest mój narzeczony. - zawahałam się i spojrzałam na Harry'ego który lekko się uśmiechnął.
Ujęła moją twarz w dłonie.
- Córeczko... -rozpłakała się jeszcze bardziej. - Jak ty wyrosłaś... Moja mała Milly ma narzeczonego... Przepraszam. Przepraszam cię za wszystko, ja nie powinnam pozwalać ci odejść... Jak ty się zmieniłaś... Wyładniałaś, masz taką ładną buzię, taka zgrabna, wysoka...
- Jak mnie znalazłaś? - spytałam ignorując jej zachwyt.
- Spotkałam Louis'a, nie chciał mi nic powiedzieć... ale...
- Usiądź, wyglądasz jakbyś miała zasłabnąć. - mruknęłam i poprowadziłam ją na fotel.
- Amelie... - zaczęła gdy wygodnie się na nim oparła. - Rozwiodłam się z ojcem... proszę cię, daj mi szansę... żeby to naprawić, nadrobić... - wciąż płakała.
- Um... - wtrącił się po raz pierwszy Harry. - Może chce pani wody... czegoś do picia? - zawahał się i stanął obok mnie, jakby czuł się tu bardziej bezpieczniejszy.
- Jeśli to nie problem... I niech pan do mnie nie mówi pani, bo wydaje się że będę pana teściową... - na jej twarzy zauważyłam cień uśmiechu. Podał jej szklankę z wodą i znów wrócił na miejsce obok mnie.
- Wiem, że to co ci zrobiłam jest straszne, przepraszam... - jęknęła.
- Mamo od kiedy jesteś w Londynie? - spytałam.
- Od niedawna... Nie miałam już co robić w Wolverhampton, bo ojciec wyrzucił mnie z domu, i...
- Masz się gdzie zatrzymać? - zmarszczyłam brwi.
- Wiesz, jakoś daję radę... - zawahała się.
- Mamo. - ostrzegłam.
- Nie... - odparła cicho, jakby chciała żebym tego nie słyszała.
Co jakiś czas kątem oka widziałam, że Harry zbierał się żeby coś powiedzieć ale ciągle uciszałam go gestem ręki.
- Amelie, możemy na moment porozmawiać? - spytał nagle.
Kiwnęłam głową i zostawiliśmy moją rozpłakaną matkę za drzwiami.
- Co zamierzasz zrobić? - spytał lekko kierując ręką, żebym oparła się plecami o ścianę. Stanął między moimi nogami i pochylił się, nosem jeżdżąc po moim dekolcie.
- Harry! - chciałam go odepchnąć ale mocno objął ramionami moją talię. Poczułam jak jego język dotyka mojej rozpalonej już skóry. - Harry tu są ludzie, ktoś może wejść...
- Wszyscy są zajęci, sekretarka załatwia sprawy na poczcie. - mruknął i powrócił do drażnienia mojej skóry.
Jęknęłam gdy zaczął ją ssać.
- Tak cholernie cię pragnę... jak ja się za tobą stęskniłem... - wyszeptał.
- Harry muszę jechać z moją matką do mnie.
- Chcesz ją przygarnąć? Ami, ona...
- Dobrze wiem, co zrobiła, ale to jest matka.
Zmarszczył brwi. Jego usta w tej chwili przypominały mi trochę serce. Były różowe, pełne, kształtne.
- No więc do mnie. - odparł po chwili.
- Ty musisz odpocząć.
- Niekoniecznie. Mam wrócić do żywych, nie musisz na mnie uważać. - uśmiechnął się.
- Na pewno chcesz ją u siebie w domu?
- To twoja matka. Właściwie można powiedzieć, że przyszła teściowa, bo widzę że nadal nosisz pierścionek. - na jego policzkach ukazały się te wytęsknione dołeczki. - Żałuję tylko jednego. Nie będę mógł zrobić tego na co tak długo czekałem.
Przycisnął lekko do mnie swoje biodra.
- I tak byś nie mógł.
- Leki tu nie przeszkadzają. - uśmiechnął się. - Z resztą mogę tylko tobie coś zrobić. Bez przyjemności dla mnie.
Widziałam jak w jego oczach pojawiają się wesołe ogniki.
- Zapomniałeś o swoim wczorajszym odkryciu? - spytałam obserwując jak marszczy brwi.
- Aaa... no tak... - jęknął. - ale to mi nie przeszkadza! Okres to nie jest przeszkoda...
- Jest. - zaśmiałam się i pociągnęłam go do gabinetu.
Matka na mój widok podskoczyła.
- Chodź, zawieziemy cię do domu Harry'ego. - powiedziałam i obserwowałam z jaką trudnością wstaje.
Harry w tym czasie założył płaszcz i szybkim krokiem podszedł do nad. Wyciągnął ramię i pozwolił, żeby moja matka się na nim oparła. Uśmiechnęłam się do niego.
Mama nie sięgała mu nawet do ramienia, przy niej jeszcze bardziej kontrastowała jego mocna budowa i szerokie ramiona. Pomógł ubrać jej kurtkę.
- Pójdę po swój płaszcz, a wy idźcie już do samochodu. - odparłam.
Harry's pov.
Amelie wyszła a ja spiąłem się w sobie i poprowadziłem jej matkę do wyjścia. Szła jakby za chwilę miała się przewrócić, a ja byłem cały zestresowany.
- Dziękuję ci, kochanie. - odparła cicho. Cholera, gdzie ja mam kluczyki...
Ręce mi się trzęsły i utrudniały znalezienie kluczy w kieszeni. Są. Odetchnąłem.
- To jest twój samochód? - spytała na co kiwnąłem głową. - Musisz być bogaty...
Zaśmiałem się.
Otworzyłem tylne drzwi i pomogłem usiąść jej na siedzeniu.
Gdy usiadłem za kierownicą i zapiąłem pas odchrząknąłem nerwowo. Gdzie do cholery jest Amelie.
- Macie dzieci? - przerwała niezręczną ciszę.
Cholera, jeśli to kolejny rodzic mający bzika na punkcie zostania babcią to przysięgam, będzie spała w samochodzie.
- Nie. - odparłem wymijająco. - I nie zamierzamy mieć.
Odetchnąłem z ulgą gdy zauważyłem wychodzącą z firmy Amelie.
Eh koniec mnie troche dobil
OdpowiedzUsuńFajni by bylo gdybu byly male stylesiki haha
hahahahah spokooojnie, już ja o to zadbam xd xx
OdpowiedzUsuńzadbam, ale decyzja należy do Harry'ego i Ami hahahah xd
UsuńNie no, zobaczymy co będzie.
Może być różnie, zwłaszcza, że nie wiadomo co z chorobą Harry'ego.
Matka Amy wrocila?sie porobilo
OdpowiedzUsuńHarry a skąd wiesz że Ami przypadkiem nie zajdzie w ciążę hę ?
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. <3
Byloby genialnie, gdyby Ami zaszla przypadkiem hahahaha
OdpowiedzUsuńCo do rozdzialu to powala na kolana, mam nadzieje, ze dzisiaj dodasz nexta. Pozdrawiam
Oni musza miec dzieci omg
OdpowiedzUsuńMogłabyś mi przypomnieć co zrobiła jej matka bo szczerze mówiąc nie mam pojecia. Czytam duzo blogow i to po prostu wyleciało mi z głowy
OdpowiedzUsuń