To już rok.
Rok odkąd Harry zachorował.
Rok od kiedy wszystko się zmieniło.
Na początku byłam załamana.
Teraz jestem w czymś w rodzaju depresji.
Nie płaczę, bo nie mam na to siły.
Po prostu istnieję, chociaż z tym można też dyskutować.
Każdego dnia głaszczę jego przerzedzone włosy, i próbuję wspominać dobre czasy.
Obserwuję, jak słabnie.
I każdego dnia Harry wbija mi kolejny nóż w serce mówiąc, żebym go zostawiła.
Tkwi w przekonaniu, że jestem z nim z litości.
Ja nadal go kocham, z każdym dniem coraz mocniej.
Zrobił się cichy.
Nie, nie poddał się, nadal walczy.
Robi postępy.
Małe, niemal niezauważalne, ale dla mnie są to olbrzymie kroki w stronę normalności.
Martwi mnie to, że zamknął się w sobie.
Stał się cichy, jedyne co mówi to to, żebym go zostawiła, i że Zayn bardziej się dla mnie nadaje, że się marnuję... Traktuje mnie jak przedmiot z datą ważności, którego trzeba jak najszybciej się pozbyć, bo inaczej nie będzie z niego żadnego pożytku.
Na początku mnie całował, teraz nie chce mnie w ogóle dotknąć.
A ja? Ja żyję we wiecznej nadziei, że zwycięży nad chorobą i wszystko będzie jak dawniej.
Nadzieja umiera ostatnia.
Cudeńko!! ŚWIETNY!! Kocham <3
OdpowiedzUsuńCudeńko!! ŚWIETNY!! Kocham <3
OdpowiedzUsuń