środa, 21 stycznia 2015

She said 'hey, it's alright!'

Akurat 'Alive' mi chodzi po głowie, stąd tytuł :D
Ja tak na szybko żeby powiedzieć że żyję, wena mi się nie skończyła a Amelie i Harry z małą Sue nie zaginęli w akcji xd
Nasza czwórka ma się bardzo dobrze i wrócimy do Was za kilka dni.
Dobra, ja zawaliłam - w tym tygodniu mam występy i wyjeżdżam z domu o 7:30 a wracam o 19:00, nie mam czasu dla siebie, a co dopiero na pisanie.
Więc mam nadzieję że zrozumiecie, i nie umrzecie z tęsknoty przez kilka dni :D
Kochamy Was!
+ wiecie co odkryłam? Że pierwsze litery mojego (Julia) , Harry'ego, Ami i Sue imienia tworzą ciekawe słowo, zobaczcie:
H.A.J.S.
przypadek? xdd
Do zobaczenia,
Wasz HAJS. xx

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 24

- Dłoń pod główkę. - powtórzyła kolejny raz pielęgniarka. Miałem wrażenie, że za chwilę wybuchnie i nazwie mnie totalnym debilem, ale stała obok mnie i spokojnie pokazywała, kierowała moją ręką, delikatnie pielęgnując moją małą córeczkę.
Zerknąłem do tyłu na Amelie. Uśmiechała się szeroko.
- Ty też się ze mnie śmiejesz? - pokręciłem głową.
Dlaczego do kurwy nędzy ja się trzęsę.
- A co robimy po posmarowaniu oliwką? - uśmiechnęła się pielęgniarka.
- Yym... - skrzywiłem się. - T..taak. - pokiwałem głową, odchrząknąłem i wyszedłem na jeszcze większego debila.
Usłyszałem chichot Ami.
- No dobrze, może spróbujemy przy następnej okazji, bo teraz... - pielęgniarka pokręciła głową i się uśmiechnęła. Owinęła Sue w kocyk, założyła jej czapeczkę i podała Ami do karmienia. Kiedy wyszła usiadłem przy łóżku i zacząłem się im przyglądać.
- Przestań się gapić! - zaśmiała się Amelie i ostrożnie, uważając na Sue zakryła na tyle, na ile to możliwe odkryty biust.
- Nic czego bym wcześniej nie widział. - powiedziałem i z pewnością bym za to oberwał, gdyby nie trzymała dziecka.
- Jak się czujesz? Ale powiedz prawdę... - poprosiłem.
- Lepiej. - uśmiechnęła się.
Usiadłem na łóżku i nachyliłem się żeby ją pocałować.
- Kochasz mnie jeszcze? - spytała cicho.
- Pytanie retoryczne? - uśmiechnąłem się.
Pokręciła głową.
- Przecież wiesz że zawsze będę cię kochał.
- Nawet teraz?
- Zwłaszcza teraz. I zawsze.
Położyłem głowę na jej udach. Powieki zaczęły się robić ciężkie od nadmiaru przeżyć ostatnich dni. Poczułem po chwili palce Ami wplatające się w moje włosy i odpłynąłem.


Kiedy się obudziłem za oknem było już ciemno, w sali paliła się delikatna, mała lampka która szczerze mówiąc nie dawała za wiele, ale mocniejsza raziłaby oczka Sue. Od teraz to ona jest najważniejsza.
- Wyspałeś się? - wyłapałem rozbawienie w głosie Amelie.
- Bardzo. - odparłem zadowolony ale po chwili zorientowałem się, że spanie w niewygodnej pozycji niesie za sobą konsekwencje. Byłem cały obolały.
- Ja się chyba starzeję. - wydyszałem gdy spróbowałem się wyprostować.
Przeciągając się jeszcze podszedłem do małego, szpitalnego łóżeczka. Od czasu porodu ta mała paskuda wyraźnie nie chciała, żebym dostąpił zaszczytu oglądania jej oczek, ale teraz łaskawie je otworzyła.
- Cześć kochanie. - uśmiechnąłem się.
Gdy wziąłem ją na ręce wydała z siebie cichutki pisk.
- Do tatusia tak? Nie wstyd ci?
Rozległo się pukanie do drzwi i po chwili stanął w nich lekarz.
- Panie Styles, mógłbym prosić na chwilę? - spojrzał się na mnie uważnie. Przecież nic nie mogło się stać, Sue jest zdrowa... jest wcześniakiem, ale przecież nie aż tak, żeby były z tego problemy... prawda? A może coś z Amelie?
Ja tego nie przeżyję...
W drodze do jego gabinetu miałem wrażenie, że umieram.
- Coś się stało? - wydusiłem zamykając za sobą drzwi.
Wskazał mi fotel.
- Przejrzałem pańską kartotekę, bo potrzebowałem danych ojca do książeczki dziecka, i natknąłem się na coś... - wstrzymałem oddech. Ja coś spierdoliłem? Myślałem, że prześladujące mnie paranoje od początku ciąży były jedynie absurdalnymi lękami... - Przede wszystkim, w wieku 2 lat cierpiał pan na rzadką chorobę, i zauważyłem, że nie podawano panu odpowiednich leków...
- Tak, niedawno się o tym dowiedziałem. - zacisnąłem pod stołem pięści. Jeżeli głupota moich rodziców wpłynie na zdrowie Sue, przysięgam, że nie ręczę za siebie. - Czy to... ma...
- W większości przypadków kończy się bezpłodnością, ale...
- To moje dziecko, jestem tego pewien. - przerwałem mu. Nie ma innej opcji.
- Tego nie podważam. Chodzi o to, że jeśli nie bezpłodność co pana nie dotyczy, to może to powodować uszkodzenie nasienia. I tu po raz kolejny ma pan szczęście, bo pańska córka urodziła się jedynie miesiąc wcześniej, a mogło jej grozić nawet kalectwo. To jest pierwsza sprawa, żeby pan o tym wiedział. A druga to pańska choroba.
Ja się chyba zabiję.
- Pokonał pan raka. I z tego powodu muszę panu pogratulować.
Podniosłem na niego wzrok.
- Zgaduję, że to wpływa na zdrowie Sue. - odparłem ponuro. Jak ja spojrzę Amelie w oczy?
- Nie musi. To kwestia przypadku. Czy w pańskiej rodzinie ktoś chorował na nowotwór? - spytał, a ja pokręciłem głową. - To dobrze. Ja zwyczajnie wolałbym dmuchać na zimne, więc tylko chciałem o tym porozmawiać. Kiedy Suzanne skończy kilka lat... jak zacznie chodzić do szkoły, moglibyście państwo przeprowadzić badania pod tym kątem. To nie jest obowiązek, a możliwość zachorowania jest małe, ale rozumie mnie pan...
Kiwnąłem głową.
- Dziękuję. - wstałem, podałem mu rękę i wyszedłem.
Na korytarzu unikałem spojrzeń. Pognałem do windy, i gdy dotarłem na zewnątrz zaszyłem się w samochodzie. Mam dosyć. Mam cholernie dosyć tej paranoi, że to ja zawsze wszystko psuję. I zagrażałem temu, co dla mnie najcenniejsze.
________________________
"Prezent" na święta w postaci komentarzy dostałam od 6 osób, którym bardzo dziękuję <3
Ciekawe jest jednak to, że pod "przymusem", czyli ilością komentarzy wymaganą do następnego rozdziału komentuje zazwyczaj 14 osób. Dodam, że ilość odsłon świątecznego rozdziału 23 i rozdziału 22 jest dokładnie identyczna. Wniosek wysuńcie sami.
Nie odbierzcie tego źle - uwielbiam Was za to, że jesteście. Musiałam to poruszyć, bo od dawna zauważam taką sytuację, nie na blogu ale w prawdziwym życiu: jeśli nie chodzi o moją korzyść - nie wychylam się. To po prostu przykre.
Druga sprawa, to to, że pozostały do końca jakieś dwa rozdziały, może nawet jeden, więc czeka nas znowu przenoszenie się na innego bloga. Z doświadczenia wiem, że niewytłumaczalnie aktywność na nowym blogu wtedy spada, a ja wolałabym uniknąć sytuacji, że wszystko totalnie umiera, bo włożyłam w opowiadanie bardzo dużo pracy i czasu, żeby wyglądało to właśnie tak.
Muszę wiedzieć, kto będzie to czytał.

 16 komentarzy = następny rozdział

Zostaw po sobie komentarz :) xx