niedziela, 15 lutego 2015

Epilog

Życie to totalna mieszanina wszystkiego.
A najgorsze (najlepsze) jest to, że wpływ na to, co będzie za 5 lat może mieć zwykły przechodzień, którego mijamy w drodze do pracy.
Przypadek, przeznaczenie, los, siła wyższa?
Jedno jest pewne: coś kieruje na naszą drogę właśnie tą osobę, jedyną wśród miliardów.
Trzeba mieć oczy szeroko otwarte, bo miłość to ciężki przeciwnik.
Jak taki narkotyk, tylko 100 razy gorszy.
_______________________________________

Rozdział I i prolog pojawił się 9 sierpnia 2014 roku, jesteśmy więc na tym blogu dokładnie 170 dni.

Odwiedziliście ten blog 5924 razy, dla porównania blog z częścią I odwiedzono 8585 razy przez łącznie 188 dni pisania historii. 

Najczęściej zaglądaliście do Amelie i Harry'ego we wrześniu 2014 roku.

Najwięcej wyświetleń ma rozdział 14 - 111 odsłon.

Najwięcej osób skomentowało rozdział 24 - 19 wpisów.

 Opowiadanie Intern 2 zgromadziło 567 czytelników ( I część czytały 333 osoby).
_________________________________________________

No więc tak.
Bardzo, bardzo, baaardzo Wam dziękuję. 
Jak widzicie w podsumowaniu, jest nad co raz więcej, co raz częściej komentujecie, kojarzę już niektórych po nickach i nawet nie wiecie jaka to dla mnie radość, że jesteście.
Wiem, że pod koniec były duże przerwy jeśli chodzi o dodawanie rozdziałów, ale to dlatego że wzięłam za dużo na siebie. Chór, gitara, tenis, języki obce, szkoła - kosmita by tego nie ogarnął xd Od nowego roku zrezygnowałam z wielu zajęć, a teraz zaczynają się ferie i uporządkuję ten cały bałagan. Mam nadzieję, że będziecie równie aktywni przy części III.
No nic, nie zanudzam, do zobaczenia wkrótce:
 (znajdziecie tam już prolog)

Do widzenia, mój ukochany blogu xd
xx

Rozdział 25

- Dzień dobry Harry. - matka Ami weszła do pokoju. - Coś się stało?
Podeszła zaniepokojona gdy zobaczyła że trzymam małą.
- Wszystko w porządku. - uśmiechnąłem się. Od kiedy o szóstej rano u mnie dobry humor?
- Zostajecie dzisiaj dłużej w pracy czy mam dla ciebie też robić obiad? - spytała delikatnie.
- Nie mam pojęcia. Ja coś zrobię, mama i tak za bardzo nas rozpieszcza.
- Tak się odwdzięczam. To żaden problem. Masz jakieś kulinarne marzenia? - uśmiechnęła się.
- Wszystko jest pyszne. - odpowiedziałem, i po chwili Sue cicho zapłakała. - Chyba już dłużej nie damy pospać mamusi, prawda?
A potem obudziła się Amelie, wzięła małą i razem z matką zaczęły się nad nią zachwycać, a ja już nie mogłem się oszukiwać tym, że muszę się opiekować Sue i powlokłem się do łazienki. Cholernie nie chciało mi się iść do roboty, ale Zayn prosił, żebym przyjechał. A jeśli on prosił, mimo, że wiedział jaka jest u mnie sytuacja, to stało się coś ważnego. I tego właściwie też się obawiałem. W moim życiu zaszło tyle zmian w tak krótkim czasie, że miałem ich dość na długie lata.
Wzdychając ubrałem się i powlokłem po marynarkę do sypialni. Mama wyszła, a Amelie karmiła Sue.
Automatycznie, z łomoczącym sercem podszedłem do łóżka i uklęknąłem na podłodze obok niej.
Uśmiechnęła się do mnie i wróciła wzrokiem do dziecka.
- Będę najszybciej jak się da. - szepnąłem i ucałowałem ją w policzek. A potem znowu zapatrzyłem się na maleńką, różowawą rączkę dotykającą skóry Ami.
Tak, w tym tempie Zayn się mnie nie doczeka. Westchnąłem i jeszcze raz spojrzałem na maleństwo.

- Hej stary, wybacz, że to tyle trwało. - przywitałem się z Zayn'em. - No więc co nowego?
- Normalnie bym cię tu nie ściągał ale... w tej sytuacji... - zawahał się. - Dzwonił Luke.
- Ja pierdole, czego on znowu chce... - przeczesałem nerwowo włosy.
- Mówił, że chce nam coś ważnego powiedzieć. Będzie za jakieś 2 godziny.
Sięgnąłem po whisky. Miałem nie pić, ale...
Zayn widząc moją wewnętrzną bitwę chyba się domyślił, wziął ode mnie butelkę i wylał jej zawartość do doniczki.
- Taa... dzięki... - zaśmiałem się. - Jakaś robota dla mnie? - spytałem gdy omiotłem spojrzeniem moje biurko. Wyjątkowo było posprzątane i nie leżały na nim żadne teczki czy dokumenty.
- Ty masz dużo swojej roboty. Ja wszystko zrobiłem. - odparł spokojnie. Dopiero teraz zauważyłem, że on też nie ma żadnych plików na blacie.
Zmarszczyłem brwi.
- Przecież tego było od cholery... zbierało się od kilku miesięcy, człowieku... bardzo śmieszne, gdzie to schowałeś? - Zayn pozostawał jednak poważny. Ponury, jakiś przygaszony... - Malik?
- Kurwa mać, podpisałem te papiery, zrozum. - warknął. Po chwili spojrzał się na mnie i zakrył twarz rękami.
- Przepraszam. - westchnął.
Usiadłem obok niego.
Miał zaczerwienione oczy, włosy rozczochrane i nie ułożone, pogniecioną koszulę, a przez zapach wody kolońskiej przebijała się woń papierosów i alkoholu, ale najbardziej zmartwiły mnie jego podkrążone i przekrwione oczy.
- Co... - nie zdążyłem zadać pytania bo on mi przerwał.
- Zdradziłem Keirę. - powiedział na wydechu.
- Ale... - właściwie nie wiedziałem co powiedzieć. A przecież to ja zawsze byłem pierwszy do sypiania z kim popadnie, do burzenia związków przez zdrady i inne gówna.
- Ja wtedy nie myślałem... a ona wyjechała... potem się dowiedziała...ale było już lepiej... i zdradziła mnie... i odeszła... - zrobił się blady. - Nie dogadywaliśmy się od dawna...
- Ale przecież jak byliście u nas wczoraj wszystko było w porządku...
- Nie chcieliśmy was martwić, więc po prostu udawaliśmy... - westchnął.
Rozmowę przerwała nam Sharon, która bez pukania weszła do gabinetu.
- Sharon, czy.. - chciałem ją opieprzyć, ale ona mi przerwała.
- Czy dzisiaj też mam zostać dłużej, panie Malik? - podeszła do niego typowym, wyzywającym krokiem podciągając obcisłą spódniczkę.
Nie żebym jakoś pragnął jej uwagi, ale mnie minęła zupełnie obojętnie... a przecież...
Podczas gdy ja rozmyślałem nad tym, że jestem już starzejącym się i nieatrakcyjnym facetem, uciekła mi cała minuta życia, a gdy się ocknąłem Zayn warknął do niej, że to już koniec.
Patrzyłem osłupiały na niego, nie bardzo wiedząc czego byłem świadkiem.
- Widzisz? Ja już totalnie nie wiem co ze sobą zrobić... moje życie nie ma sensu...
- Dobra... teraz zabrzmiałeś jak jakiś rozkapryszony nastolatek. Słuchaj, popełniłeś błąd, okej, każdemu się zdarza... ale jedyne co robisz, żeby to naprawić, to siedzisz w biurze jak jakiś pracoholik i pieprzysz się z sekretarką. - wzruszyłem ramionami. - Nie uważasz że to bez sensu? Idź do niej, porozmawiaj, cokolwiek...
- Ona wyjechała. - mruknął.
- Rozumiem, jakbyśmy żyli w średniowieczu, ale do lotniska masz stąd jakieś 2 kilometry, więc w czym problem?
- W tym, że nie wiem gdzie do cholery poleciała! Widziałem tylko jak wsiada w samolot. Nie odbiera telefonu, chyba zmieniła numer...
Rozległo się pukanie. Jeśli to znowu ta sekretarka, to nie wytrzymam.
Ale w drzwiach pojawił się nie kto inny, a Luke. Jego właśnie tu brakowało.
Usiadłem na blacie biurka wiedząc, że pewnie zaraz spuści na mnie jakąś bombę.
Chcę do domu. Do Sue i Amelie.
- Nie zajmę dużo czasu. - uśmiechnął się złośliwie. W jego pustych, jasnych oczach nadal były przebiegłe iskierki. Przerzedzone, siwe włosy zaczesane do tyłu i te dziwnie wydymane usta.
- Mam nadzieję. - mruknąłem.
- Chciałem tylko powiedzieć, że może wasza żałosna wytwórnia się utrzymała... ja i tak znajdę haka na was. - uśmiechnął się do mnie. - Gratulacje z narodzin córeczki. Po takiej matce pewnie będzie seksowna. Twoje geny mogą coś zepsuć, ale i tak będzie mi wystarczająca.
- Jesteś obrzydliwy, nie waż się cokolwiek jej robić. - warknąłem i zacisnąłem pięści.
- To się okaże. - powiedział spokojnie.
- Wypierdalaj stąd. - odparł Zayn i wstał, i zanim zdążył do niego podejść jego już nie było.
- Chciał cię tylko zdezorientować, przecież wiesz, że to idiota. - Zayn chciał rozwiać całe moje napięcie. Zatrzasnął drzwi.
- Taaa... - odparłem bez przekonania.
- Daj spokój, to debil. - machnął ręką.
- Łatwo ci mówić, do cholery. - mruknąłem.
- Tak samo jak tobie łatwo mówić o mojej sytuacji. - odgryzł się.
- Dobra, stary, przestańmy. Żadnemu z nas nie przyda się kłótnia. Musimy działać. - usiadłem na swoim biurku.
- Szukaj sobie jej po całej kuli ziemskiej, powodzenia, zadzwoń jak ją znajdziesz. - prychnął.
- A może po prostu zablokowała twój numer? Zadzwonię do niej... - wyciągnąłem telefon z kieszeni.
- Przecież ona skojarzy, że rozmawiałeś ze mną i nie odbierze.
- Ale z Amelie porozmawia.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale Amelie kilka dni temu urodziła dziecko, a jej partner ma wszystko w dupie więc sama musi sobie radzić z noworodkiem. - zaśmiał się.
- Właśnie po mnie pojechałeś, dzięki stary.
- Zawsze do usług.
Zapanowała cisza. W środku mnie nosiło, żebym coś zrobił. Wybrałem numer Keiry. Dlaczego, skoro wiedziałem, że to się nie uda? Impuls?
Oczywiście nie odebrała, ale ku mojemu zdziwieniu  otrzymałem po chwili od niej sms-a.
Nie dzwońcie. Przekaż Zayn'owi, że go kocham. Dziękuję Wam za wszystko. Nie szukajcie mnie.
Gdy Zayn to przeczytał, zbladł i jakby się zmniejszył.
- Chcę zostać sam. - wychrypiał.

- Wróciłem. - powiedziałem wchodząc do domu... a właściwie jaskini pełnej różowych ubranek, która kiedyś była domem. Zmarszczyłem brwi.
- Cześć Harry. - uśmiechnęła się do mnie Eleanor z salonu.
Stała przy desce i prasowała górę śpioszków. Ami siedziała z Sue na kanapie. Louis grał w piłkę z Dave'em rozwalając na moich oczach stojak z misternie ułożonymi płytami. Nawet mama wydawała się jakoś dziwnie ożywiona i radosna, wyczarowując w kuchni jakieś potrawy, których zapach przypomniał mojemu żołądkowi, że jeszcze nic nie jadłem.
- Co tu się dzieje? - zaśmiałem się gdy Louis oberwał w twarz piłką od swojego syna.
,,Moje życie chyba wywróciło się bardziej, niż tylko o 180 stopni." - pomyślałem, ale jakoś nie rozpaczałem z tego powodu. Jedno jest pewne: czeka przede mną wiele zadań.

KONIEC CZĘŚCI II
_____________________________________
Podziękowania i te wszystkie rzeczy będą w epilogu.
Tak, wiem to opóźnienie to chyba jakiś nowy rekord xd
Przepraszam, i zapraszam na epilog, jeszcze dzisiaj :)



 







środa, 21 stycznia 2015

She said 'hey, it's alright!'

Akurat 'Alive' mi chodzi po głowie, stąd tytuł :D
Ja tak na szybko żeby powiedzieć że żyję, wena mi się nie skończyła a Amelie i Harry z małą Sue nie zaginęli w akcji xd
Nasza czwórka ma się bardzo dobrze i wrócimy do Was za kilka dni.
Dobra, ja zawaliłam - w tym tygodniu mam występy i wyjeżdżam z domu o 7:30 a wracam o 19:00, nie mam czasu dla siebie, a co dopiero na pisanie.
Więc mam nadzieję że zrozumiecie, i nie umrzecie z tęsknoty przez kilka dni :D
Kochamy Was!
+ wiecie co odkryłam? Że pierwsze litery mojego (Julia) , Harry'ego, Ami i Sue imienia tworzą ciekawe słowo, zobaczcie:
H.A.J.S.
przypadek? xdd
Do zobaczenia,
Wasz HAJS. xx

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 24

- Dłoń pod główkę. - powtórzyła kolejny raz pielęgniarka. Miałem wrażenie, że za chwilę wybuchnie i nazwie mnie totalnym debilem, ale stała obok mnie i spokojnie pokazywała, kierowała moją ręką, delikatnie pielęgnując moją małą córeczkę.
Zerknąłem do tyłu na Amelie. Uśmiechała się szeroko.
- Ty też się ze mnie śmiejesz? - pokręciłem głową.
Dlaczego do kurwy nędzy ja się trzęsę.
- A co robimy po posmarowaniu oliwką? - uśmiechnęła się pielęgniarka.
- Yym... - skrzywiłem się. - T..taak. - pokiwałem głową, odchrząknąłem i wyszedłem na jeszcze większego debila.
Usłyszałem chichot Ami.
- No dobrze, może spróbujemy przy następnej okazji, bo teraz... - pielęgniarka pokręciła głową i się uśmiechnęła. Owinęła Sue w kocyk, założyła jej czapeczkę i podała Ami do karmienia. Kiedy wyszła usiadłem przy łóżku i zacząłem się im przyglądać.
- Przestań się gapić! - zaśmiała się Amelie i ostrożnie, uważając na Sue zakryła na tyle, na ile to możliwe odkryty biust.
- Nic czego bym wcześniej nie widział. - powiedziałem i z pewnością bym za to oberwał, gdyby nie trzymała dziecka.
- Jak się czujesz? Ale powiedz prawdę... - poprosiłem.
- Lepiej. - uśmiechnęła się.
Usiadłem na łóżku i nachyliłem się żeby ją pocałować.
- Kochasz mnie jeszcze? - spytała cicho.
- Pytanie retoryczne? - uśmiechnąłem się.
Pokręciła głową.
- Przecież wiesz że zawsze będę cię kochał.
- Nawet teraz?
- Zwłaszcza teraz. I zawsze.
Położyłem głowę na jej udach. Powieki zaczęły się robić ciężkie od nadmiaru przeżyć ostatnich dni. Poczułem po chwili palce Ami wplatające się w moje włosy i odpłynąłem.


Kiedy się obudziłem za oknem było już ciemno, w sali paliła się delikatna, mała lampka która szczerze mówiąc nie dawała za wiele, ale mocniejsza raziłaby oczka Sue. Od teraz to ona jest najważniejsza.
- Wyspałeś się? - wyłapałem rozbawienie w głosie Amelie.
- Bardzo. - odparłem zadowolony ale po chwili zorientowałem się, że spanie w niewygodnej pozycji niesie za sobą konsekwencje. Byłem cały obolały.
- Ja się chyba starzeję. - wydyszałem gdy spróbowałem się wyprostować.
Przeciągając się jeszcze podszedłem do małego, szpitalnego łóżeczka. Od czasu porodu ta mała paskuda wyraźnie nie chciała, żebym dostąpił zaszczytu oglądania jej oczek, ale teraz łaskawie je otworzyła.
- Cześć kochanie. - uśmiechnąłem się.
Gdy wziąłem ją na ręce wydała z siebie cichutki pisk.
- Do tatusia tak? Nie wstyd ci?
Rozległo się pukanie do drzwi i po chwili stanął w nich lekarz.
- Panie Styles, mógłbym prosić na chwilę? - spojrzał się na mnie uważnie. Przecież nic nie mogło się stać, Sue jest zdrowa... jest wcześniakiem, ale przecież nie aż tak, żeby były z tego problemy... prawda? A może coś z Amelie?
Ja tego nie przeżyję...
W drodze do jego gabinetu miałem wrażenie, że umieram.
- Coś się stało? - wydusiłem zamykając za sobą drzwi.
Wskazał mi fotel.
- Przejrzałem pańską kartotekę, bo potrzebowałem danych ojca do książeczki dziecka, i natknąłem się na coś... - wstrzymałem oddech. Ja coś spierdoliłem? Myślałem, że prześladujące mnie paranoje od początku ciąży były jedynie absurdalnymi lękami... - Przede wszystkim, w wieku 2 lat cierpiał pan na rzadką chorobę, i zauważyłem, że nie podawano panu odpowiednich leków...
- Tak, niedawno się o tym dowiedziałem. - zacisnąłem pod stołem pięści. Jeżeli głupota moich rodziców wpłynie na zdrowie Sue, przysięgam, że nie ręczę za siebie. - Czy to... ma...
- W większości przypadków kończy się bezpłodnością, ale...
- To moje dziecko, jestem tego pewien. - przerwałem mu. Nie ma innej opcji.
- Tego nie podważam. Chodzi o to, że jeśli nie bezpłodność co pana nie dotyczy, to może to powodować uszkodzenie nasienia. I tu po raz kolejny ma pan szczęście, bo pańska córka urodziła się jedynie miesiąc wcześniej, a mogło jej grozić nawet kalectwo. To jest pierwsza sprawa, żeby pan o tym wiedział. A druga to pańska choroba.
Ja się chyba zabiję.
- Pokonał pan raka. I z tego powodu muszę panu pogratulować.
Podniosłem na niego wzrok.
- Zgaduję, że to wpływa na zdrowie Sue. - odparłem ponuro. Jak ja spojrzę Amelie w oczy?
- Nie musi. To kwestia przypadku. Czy w pańskiej rodzinie ktoś chorował na nowotwór? - spytał, a ja pokręciłem głową. - To dobrze. Ja zwyczajnie wolałbym dmuchać na zimne, więc tylko chciałem o tym porozmawiać. Kiedy Suzanne skończy kilka lat... jak zacznie chodzić do szkoły, moglibyście państwo przeprowadzić badania pod tym kątem. To nie jest obowiązek, a możliwość zachorowania jest małe, ale rozumie mnie pan...
Kiwnąłem głową.
- Dziękuję. - wstałem, podałem mu rękę i wyszedłem.
Na korytarzu unikałem spojrzeń. Pognałem do windy, i gdy dotarłem na zewnątrz zaszyłem się w samochodzie. Mam dosyć. Mam cholernie dosyć tej paranoi, że to ja zawsze wszystko psuję. I zagrażałem temu, co dla mnie najcenniejsze.
________________________
"Prezent" na święta w postaci komentarzy dostałam od 6 osób, którym bardzo dziękuję <3
Ciekawe jest jednak to, że pod "przymusem", czyli ilością komentarzy wymaganą do następnego rozdziału komentuje zazwyczaj 14 osób. Dodam, że ilość odsłon świątecznego rozdziału 23 i rozdziału 22 jest dokładnie identyczna. Wniosek wysuńcie sami.
Nie odbierzcie tego źle - uwielbiam Was za to, że jesteście. Musiałam to poruszyć, bo od dawna zauważam taką sytuację, nie na blogu ale w prawdziwym życiu: jeśli nie chodzi o moją korzyść - nie wychylam się. To po prostu przykre.
Druga sprawa, to to, że pozostały do końca jakieś dwa rozdziały, może nawet jeden, więc czeka nas znowu przenoszenie się na innego bloga. Z doświadczenia wiem, że niewytłumaczalnie aktywność na nowym blogu wtedy spada, a ja wolałabym uniknąć sytuacji, że wszystko totalnie umiera, bo włożyłam w opowiadanie bardzo dużo pracy i czasu, żeby wyglądało to właśnie tak.
Muszę wiedzieć, kto będzie to czytał.

 16 komentarzy = następny rozdział

Zostaw po sobie komentarz :) xx