niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 2

Po obiedzie Harry zajął się swoim laptopem nadal nic się nie odzywając.
Odechciało mi się już do niego gadać, skoro i tak już nawet mnie nie obserwuje. Zachowywał się jakby w ogóle mnie nie było, mimo że siedziałam obok i opuszkami palców głaskałam jego wytatuowane ramię.
- Harry... powiedz coś, proszę... - mój głos brzmiał rozpaczliwie. Przy innych zachowywał się normalnie, tylko gdy ja się pojawiałam zamykał się w swoim świecie.
- Siema stary! - do sali wparował Zayn. Przypomniał mi trochę Harry'ego, kiedy tego dnia gdy trafił do szpitala wszedł do wytwórni z rozwianym płaszczem. Zayn nosił podobny. Długi, czarny i elegancki, przewiązany przy kołnierzu wełnianym, szarym szalem, bo w tym roku luty był wyjątkowo mroźny. Tak samo jak dawny Harry miał koszulę i krawat, i pachniał wodą kolońską. Był jak zwykle wytworny, przystojny i elegancki, dokładnie tak jak... Ostatnio co raz częściej przyłapuję się na porównywaniu różnych mężczyzn do Harry'ego, tego jaki był kiedyś.
Z dawnego Harry'ego zostały jedynie zielone, czujne oczy. Co prawda straciły one ten blask, ale nadal są idealne. Po za tym wszystko się zmieniło. Od sposobu bycia po ubiór aż do mimiki twarzy.
Nawet jego postawa ciała nieco się skuliła i zrobiła się słabsza. To już nie był ten tryskający energią, romantyzmem i seksownością, pewny siebie, zabójczo przystojny łamacz serc, a jedynie zwykły, szary pacjent londyńskiej kliniki, cichy, zgarbiony i chowający się za kocem i bawełnianymi piżamami.
Ale mimo tego chłodu z którym cały czas spotykam się z jego strony nadal darzę go potężną miłością. Wydaję tyle energii na przywrócenie go do życia, że na mnie samą już nie starcza.
- To ja może wyjdę, a wy sobie pogadajcie. - odparłam z goryczą, napotykając zmartwione spojrzenie Zayn'a.
- Przyjdę do ciebie za chwilę. - odpowiedział.
Opuściłam duszną salę i usiadłam na krześle w holu. Na tym samym krześle, na którym kiedyś zanosiłam się płaczem w strachu, że Harry nie przeżyje ani dnia. Ale żyje. Jest. Nie poddaje się, walczy. Minął rok. Rok, w którym mieliśmy wziąć ślub. Rok, w którym tak wiele mogło się wydarzyć...
Harry's pov.
- Nie patrz się tak na mnie. - wychrypiałem unikając wzroku przyjaciela.
- Harry, tolerowałem to długo, ale nie sądzisz, że trochę przesadzasz? - jego głos był szorstki.
- Ale co ja zrobiłem? Leżę wpatrując się w sufit i  myśląc o śmierci, to wszystko co robiłem przez ten pieprzony rok.
- Chodzi mi o Ami.
- Ale co dokładnie? Jest, żyje, pięknieje z każdym dniem, pracuje, uśmiecha się, o ile wiem ma idealne życie! - zacisnąłem szczękę. Chciałem się podnieść ale nie miałem na to siły.
- Jesteś ślepy czy po prostu udajesz? Uśmiecha się, bo chce żebyś ty też był radosny! Żeby chemioterapie się powiodły, żebyś wyzdrowiał, nie rozumiesz?!  - dalej mówił już spokojniej. - Z każdym dniem załamuje się co raz bardziej, bo nie wypowiadasz do niej żadnego słowa. Stara się jak tylko może. Siedzi tu godzinami, troszczy się, żebyś miał wszystko czego będziesz potrzebował, a do tego musi ogarniać pracę i studia, ciągle nie...
- Byliście już w łóżku? - przerwałem mu.
- Co ty pierdolisz, stary?
- Daj spokój. Nie udawaj. Wiem więcej, niż ci się wydaje. - mruknąłem.
- Nie wiesz nic, Harry. Nic. Dlaczego taki dla niej jesteś?
- Bo ona nie może być ze mną. Zmarnuje się przy mnie. - zamrugałem szybko powstrzymując łzy.
Tak, kocham ją. Kocham tak cholernie mocno, tak, że już nie wytrzymuję. Każdego dnia obserwuję ją i podziwiam jej urodę. Przez ten rok jeszcze bardziej dojrzała, jej rysy twarzy się uwydatniły, zrobiła się, kurwa, idealna. Jeszcze bardziej, niż była wcześniej. I właśnie dla tego jestem taki, jaki jestem w stosunku do niej. To Zayn powinien z nią być. To z Zaynem będzie szczęśliwa, weźmie ślub, będzie miała dzieci. Ja i tak niedługo umrę.
- Harry zastanów się, co mówisz.
Wyszedł. Pewnie poszedł do niej.
Amelie's pov.
Patrzyłam przez okno nie zatrzymując wzroku na niczym, po prostu patrząc w dal, i nagle poczułam czyjeś ramiona oplatające moją talię.
- Zayn. - uśmiechnęłam się odwracając się do niego.
- Co z nim?
- Pokłóciliśmy się.
- O co? Zayn, nie denerwuj go, mówiłam ci przecież! - odsunęłam się od niego.
- Nie denerwowałem. To on denerwował mnie. Tym, jak cię traktuje. i wiesz co mi powiedział? Że my mamy być razem, bo przy nim się marnujesz. - mruknął.
Nie mogłam się powstrzymać żeby nie wtulić się w jego garnitur. Harry'emu już nie zależało na mnie. Zaczęłam płakać. Zayn był taki ciepły. Tak przypominał Harry'ego.
- Ami, nie płacz. On wyzdrowieje i będzie cię błagać na kolanach o kolejną szansę, zobaczysz. On cię kocha, tylko twierdzi że tak będzie lepiej. - gładził dłońmi moje plecy.
Z boku wygląda to podejrzanie, to prawda. Ale między mną i Zayn'em nic nie ma. Jesteśmy przyjaciółmi. A on jest dla mnie takim miśkiem to wypłakania się. Dostarcza mi czułości,której w tej chwili tak potwornie mi brakuje.
__________________________

3 komentarze:

  1. świetny rozdział
    z niecierpliwieniem czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie to smutne :'( Płaczę i czkam na nn <3
    www.destiny-harrystylesff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Cały czas mam łzy w oczach i to tak ze prawie nie mogę czytać

    OdpowiedzUsuń