niedziela, 28 września 2014

Rozdział 15

 - Jak się czujesz? - spytała mama lekko się uśmiechając.
- Średnio... - westchnęłam. Chciałam po prostu ryczeć, i dodatkowo głowa mi pękała.
- Dlaczego tak wcześnie wstałaś?
- Muszę iść do pracy.
- Harry prosił żebyś nie szła.
- To jasne. - zaśmiałam się. - Myśli, że przez te 9 miesięcy będę leżeć w łóżku.
- Troszczy się o ciebie... o was. - uśmiechnęła się.
Usiadłam na przeciwko niej i westchnęłam. Nie potrafię opisać co w tej chwili czułam. Przerażenie, lęk...
- Cieszę się, że nie zdecydowaliście się na aborcję albo adopcję... - zawahała się czy poruszać delikatny temat.
- To nie wchodziło w grę. Nie było takiej opcji. - pokręciłam głową.
Będzie cholernie ciężko, ale jeszcze gorzej byłoby żyć ze świadomością, że pozbyłam się niewinnego dziecka tylko i wyłącznie przez swoją samolubność. Dobrze wiem, że Harry zapewni mu idealne warunki, i sam się cieszy.
- Cieszę się, że wyszłaś na prostą po tym wszystkim... - ścisnęła moją dłoń.
- Prostą bym tego nie nazwała... - mruknęłam.
- Masz cudownego partnera, pracę, dziecko.
- Wróciłem! - usłyszałam krzyk Harry'ego. Stanął w drzwiach w tym swoim płaszczu, koszuli, niedbale odgarniętych włosach. Uśmiechnął się szeroko i pocałował w policzek, a ja miałam znowu motylki w brzuchu.
- Przywiozłem kogoś, ale ten ktoś boi się że będzie przeszkadzać i czeka na podjeździe. - odparł uśmiechając się.
- Dylan? - spytałam już chyba znając odpowiedź.
Pokiwał głową.
- Jeśli go nie przekonasz, że nie będzie przeszkadzał to będę musiał kolejny raz przebijać się przez miasto żeby go odwieźć.
- Już do niego idę. - zaśmiałam się. - Zostaje na długo?
- Nie wiem. Na tyle ile będzie chciał. - wzruszył ramionami.
- Skarbie! - krzyknął gdy wyszłam z kuchni. - Płaszcz.
- Harry, bez przesady.
- Płaszcz.
Westchnęłam i narzuciłam zrezygnowana sweter.
Pchnęłam ciężkie drzwi i znalazłam się w osłoniętej bluszczem altanie. Dylan stał przy bramie na końcu długiego podjazdu.
Uparty tak jak braciszek.
Owinęłam się szczelniej swetrem gdy poczułam zimny powiew. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jedną ręką osłaniam brzuch. No ładnie, ten instynkt zaczyna mnie przerażać.
- Zmarzniesz. - uśmiechnęłam się do niego.
- Nie... Otworzycie mi bramę? Wrócę do domu sam.
- Daj spokój. Nie będziesz nam przeszkadzał, nigdy nie przeszkadzasz. - położyłam rękę na jego ramieniu.
Widziałam jak się waha.
- Chcesz, żebym tu stała z tobą i marzła, przeziębiła się, i potem dziecko mogłoby mieć problemy?
- Dobra, dobra. - zaśmiał się. - Idę.
- Nareszcie dobra decyzja.

Czułam na sobie wzrok Harry'ego. Udawał że pracuje i podpisuje dokumenty, ale tak na prawdę ciągle podnosił wzrok. Spróbowałam skupić się na książce, ale kątem oka wciąż widziałam, że czujnie mnie obserwował.
- Wszystko dobrze?
- Tak. - przewróciłam oczami.
- Jesteś blada.
- Wydaje ci się.
- Może wyżej nogi?
- Harry! - krzyknęłam nie mogąc już wytrzymać. - Wiem, że się starasz, ale na prawdę nie ułatwiasz mi tego gówna!
- Przepraszam. - westchnął i wstał od biurka. - Jesteś na mnie zła?
Znowu poczułam łzy w oczach.
Usiadł obok mnie i owinął ramionami masując plecy.
- Strasznie się boję. - odparłam a potem nie mogłam już powstrzymywać szlochu. Przecież ja będę tragiczną matką... To mnie już przerasta.
- Damy jakoś radę. - wymruczał.
- Nie, Harry. - załkałam w jego koszulę.
- Ami proszę cię... nie płacz. - jego głos się załamał i czułam jak jego serce bije przyspieszonym rytmem.
Obdarzałam pocałunkami jego szyję, słysząc co chwilę jego gardłowe mruknięcia. Musnęłam wargami jego wrażliwe miejsce na końcu szczęki.
A jeśli mnie zostawi?
Bo będę nieatrakcyjna, okropna...
- Kocham cię...
Przytulił mnie mocniej.
- Może jednak lepiej będzie jeśli to dziecko oddamy do adopcji? - wyszeptałam nieśmiało.
Spojrzał się na mnie uważnie. Nie mówił nic, tylko patrzył. Nie mogłam go rozgryźć. Jego oczy błyszczały i lekko je zmrużył, a usta drżały.
- Nie mogę ci narzucać swojego zdania, bo to nie ja będę się męczyć z ciążą i tym wszystkim... - odchrząknął, ale widziałam jak z całej siły powstrzymuje jakiś wybuch zaciskając pięści. - Na prawdę byś tego chciała?
- Nie wiem, ja...
- Masz wolną rękę.. - wstał i westchnął. - Tylko proszę, nie aborcja...
Odgarnął włosy i usiadł za biurkiem. Teraz podpisywanie dokumentów szło mu automatycznie. Co jakiś czas przecierał oczy, i wyraźnie był przygnębiony.
- Ale ty chciałbyś je wychować, prawda? - spytałam cicho.
- To nie ma znaczenia. - odpowiedział wolno. Cała jego postawa była zrezygnowana.
- Har...
- Tak, Amelie. - przerwał mi. - Chciałbym się nim opiekować, kochać tak, jak na to zasługuje i stworzyć mu rodzinę, ale to nie ma sensu jeśli będziesz przez to cierpieć. Zajrzę do tej fundacji o rodzinach zastępczych.
Wyszedł trzaskając drzwiami.
 Harry's pov.
To bolało, tak cholernie bolało.
Tępym wzrokiem przeszukiwałem stronę tej jebanej fundacji.
"Odpowiednia rodzina, na odpowiednim miejscu. Zapewnij godną przyszłość dziecku. Dopasuj wymagania i szukaj"
Sam potrafiłbym zapewnić wszystko temu dziecku...
Przecież ja nie dam rady oddać go nikomu obcemu...
Tak jak na scenach w filmach. Dziecko się rodzi, i lekarze nie dają go matce, tylko kobiecie która stoi obok. Cholera, będę wtedy ryczeć...
- Harry? - usłyszałem niepewny głos Amelie.
Nie miałem ochoty na rozmowę z nią. Po prostu muszę odpocząć.
- Nie wiedziałam, że ty na poważnie z tą fundacją.. - zawahała się.
- Nie pozwolę, żeby trafiło do jakichś ćpunów bez kasy. - mruknąłem i poczułem ukłucie gdzieś w środku.
- Ja też nie mogłabym go oddać Harry, po prostu się boję...
Podszedłem do niej i znowu ją przytuliłem. Wydawała się taka mała, krucha i delikatna.
- Jakoś sobie poradzimy...
___________________________
Przepraszam za lekką obsuwkę z czasem, ale mam "Zombie nights" xd W skrócie w mojej szkole każda klasa może sobie kiedy chce ustalać terminy, dogadać się z dyrektorką i mieszkać z wychowawcą przez weekend w szkole xdd W sensie że w piątek po lekcjach normalnie do domu, wracamy do szkoły o 17 - 18 i tam śpimy, w sobotę możemy wyjść z niej między 12 a 16 i znowu w niej śpimy, i tak koło 12 w niedzielę wracamy do domku :)
To jest mega straszne bo sami w pustej, ciemnej szkole, ale jednocześnie super xd W klasie kinowej oglądamy filmy i takie tam.
No, mam nadzieję że mi wybaczycie i zrozumiecie. Ledwo się wyrwałam do sali informatycznej żeby rozdział opublikować xd
Co do komentarzy to pod poprzednim rozdziałem było bardzo dużo, więc widzę że możecie, ale potrzebujecie motywacji :D

min. 9 komentarzy = następny rozdział :)





wtorek, 23 września 2014

Rozdział 14

- Gemma! - moja matka stanęła w progu i widać było, że strasznie się zmieszała. Jak zwykle perfekcyjnie wymalowana, z idealnie ułożonymi włosami, w eleganckiej sukience i szpilkach, mimo, że była w domu, a jedynymi "gośćmi" byłem ja i Gem. Dylan wbiegł na górę ignorując wszystkich. Dziwnie się zachowywał. ,,Może czas na męską rozmowę?"
Pomogłem zdjąć siostrze kurtkę i razem ze swoim płaszczem odwiesiłem ją na wieszak. Odchrząknąłem poprawiając kołnierzyk, zanim uważny wzrok matki wyhaczył by to, że jest lekko niedoprasowany.
- Jak ty masz te włosy? - skrzywiła się i podeszła do mnie, co spotkało się z krytycznym spojrzeniem Gemmy. ,,Zaczyna się".
- Normalnie. - zawahałem się gdy jej palce zaczęły na nowo układać moją fryzurę.
- Jakaś tragedia. Ta twoja Amelie nie zauważyła jak wyglądasz, i tego nie poprawiła? - spytała a w jej głosie wyczuwałem już kpinę. Jeszcze coś złego o niej powie, przysięgam, nie wchodzę już do tego domu, a potem będę perfidnie przechodził się z wózkiem pod ich oknami.
- Amelie spała, gdy wychodziłem. I to mój obowiązek, dbać o swój wygląd.
- Oczywiście że spała, wielka pani korzystająca z twoich pieniędzy. - prychnęła.
- Wychodziłem z domu wcześnie rano, a Amelie się... - zawahałem się, jak delikatnie ująć jej stan. - ...ona musi się oszczędzać, bo się źle czuje.
Zaśmiała się kpiąco.
- Zostaw. - odepchnąłem jej ręce i przeczesałem włosy do tyłu własnym, byle jakim w jej oczach sposobem. Pokręciła tylko głową i przeniosła swój wzrok na Gemmę.
Zwykle niepokonana, zadziorna siostra stała teraz jakby skulona starając się schować za ozdobną kolumną.
Matka westchnęła i sztywno ją przytuliła. Nie skomentowała jej różowo niebieskich włosów, nie skomentowała zbyt dużej, dżinsowej kurtki której zawsze była przeciwniczką. Może jednak trochę o tym wszystkim myślała...
- To ja was zostawię, pójdę do Dylana. - powiedziałem posyłając uśmiech siostrze. Wbiegłem na górę i zatrzymałem się w połowie drogi gdy przez uchylone drzwi zauważyłem mój stary pokój.
Nic się w nim nie zmieniło od czasu gdy stąd zwiałem, po za tym, że za małe już ubrania leżały idealnie poukładane w szafie, a pokój lśnił czystością, co za moich czasów raczej się nie zdarzało.
Podszedłem do komody, której nie otwierałem od ładnych kilku lat.
Uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem, że czujne oko matki też chyba tego nie widziało. Kilkanaście grubych notatników zapisanych niedbałym pismem. Od piosenek nastoletnich szczeniaków o niezrozumieniu i buntowniczej naturze, aż po ckliwe ballady o miłości i chęci ucieczki z lat późniejszych. Wszystkie łączyło kilka rzeczy. Pisałem je prosto z serca, projektując muzykę na pianinie lub na gitarze, wyobrażając sobie, że mój głos wzmocniony przez setki głośników daje radość i nadzieję innym. Westchnąłem i z trzaskiem ją zamknąłem. Zakończony, stracony rozdział mojego życia, do którego już nie mogę wrócić, nie ma co się rozczulać.
Na szafce nadal stały ramki ze zdjęciami, głównie przedstawiające mnie z dzieciństwa. Na ścianie obok widziałem zaznaczone ołówkiem kreseczki, którymi zaznaczałem swój wzrost w danym wieku. Podszedłem do ,,miarki". Ostatnia kreska sięgała mi do ramienia, i podpis wskazywał na to, że miałem wtedy 16 lat.
- Ostatnio w tym pokoju widziałam chłopca w piżamce w samoloty, a teraz stoi wysoki mężczyzna w czarnej koszuli. - usłyszałem głos mojej matki. - Tak szybko wyrosłeś... - pokręciła głową.
Ja też to będę mówił mojemu dziecku?
Spojrzałem na misia w kącie mojego łózka. Przytulałem się do niego odkąd pamiętam. Uśmiechnąłem się i wziąłem go do ręki.
- Mogę go zabrać ze sobą? - spytałem zdziwionej mamy.
- Wszystko tu jest twoje. - zawahała się - Coś się stało? Jakiś uśmiechnięty dzisiaj jesteś.
- Dzięki mamo, czyli to jest dziwne, że jestem szczęśliwy? - zaśmiałem się. - Dowiesz się pewnie za kilka dni. Pójdę na chwilę do Dylana, dobrze?
Kiwnęła głową.
Zapukałem w drzwi na przeciwko swojego pokoju. Muzyka dochodząca zza drzwi ucichła.
- Nie jestem głodny. - usłyszałem krzyk brata. - I mam porządek w pokoju, w szkole wszystko dobrze, więc możesz być spokojna, mamo!
- To ja. - odparłem i nacisnąłem na klamkę. Ku mojemu zdziwieniu drzwi nie ustąpiły... Dylan nigdy nie zamykał się na klucz. - Wpuścisz mnie?
Usłyszałem szczęk zamka i po chwili wchodziłem już do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
Dylan położył się na łóżku i zupełnie mnie ignorował.
- Co się stało? - spytałem siadając na krześle przy biurku.
- Nic. - wzruszył ramionami i spojrzał się w okno.
- Przecież widzę, że coś się dzieje.
- Nie, serio, nic.
Prowadziliśmy teraz jakąś dziwną walkę na spojrzenia.
- Po co mam ci to mówić? Masz swoje życie. - odparł cicho.
- To nie znaczy że własny brat mnie nie obchodzi. Daj spokój, Dyl, mówiłeś mi wszystko.
- Mówiłem, zanim nie poznałeś Amelie. Nie chciałem wam przeszkadzać. Daję sobie radę sam.
- Dylan. - ostrzegłem sroższym głosem.
Westchnął i spojrzał się w podłogę.
- Gemma się wyprowadziła, ty też... a z rodzicami się nie idzie dogadać, interesują się tylko tym, czy mam odrobione lekcje. No i tak ogólnie wiesz... nie ma z kim pogadać o paru sprawach. - zawahał się.
- Może chcesz na jakiś czas zamieszkać u mnie, tak jak kiedyś? - uśmiechnąłem się.
- Daj spokój, masz swoje życie, no i... Amelie jest w ciąży, i...
- I co z tego? Ona się ucieszy, że przyjechałeś. - odparłem spokojnie.
- Fajnie jest być dorosłym? - spytał nagle.
- Zależy w jakim sensie.
- No, jesteś niezależny, spotykasz się z kim chcesz, uprawiasz seks... - zaczął wyliczać a ja zmarszczyłem brwi.
- Chwila chwila. Dylan... - zachichotałem. - Seks?
Może to nie był odpowiedni temat na rozmowę z prawie trzynastoletnim bratem, ale muszę powiedzieć że strasznie mnie to zainteresowało.
- Jakie to uczucie gdy to robisz?
- Dylan! - zaśmiałem się. - Nie mam pojęcia, jakie to uczucie, i może na tym to skończymy. ,,Bo wcale nie spędzałeś każdej nocy na uprawianiu seksu odkąd skończyłeś 16 lat"
- Daj spokój, jeśli nie wiesz to skąd wzięło się dziecko? - uśmiechnął się przebiegle.
- Kończymy temat. - odchrząknąłem jednocześnie się uśmiechając. - Przyjeżdżasz do nas?
- A Amelie nie zabije mnie wahaniami nastrojów? - zaśmiał się.
- Tego już nie obiecuję.
- Mama się nie zgodzi, Amelie musi mieć spokój.
- Mama nie wie, że będziemy mieli dziecko, i Amelie musi mieć spokój, ale wcale nie będzie go mieć i to nie z twojej winy ale przez swoją upartość. Założę się, że normalnie będzie chodzić do pracy. Jest uparta jak osioł.
- Przynajmniej do siebie pasujecie. - uśmiechnął się. - To będzie dziewczynka czy chłopiec?
- Człowieku. - parsknąłem. - To ma jakieś 2 tygodnie i nie jest większe od ziarenka ryżu, a ty chcesz płeć określać?
- No tak. A wybraliście jakieś imiona?
- Nie... - pokręciłem głową.
Ciekawe kiedy do mnie dotrze, że naprawdę będę ojcem, i że to wcale nie będzie takie łatwe...
__________________________________
Myślałam, że "tyle i tyle komentarzy, żeby pojawił się następny rozdział" nie będzie potrzebne, no ale jak widać nie ma innego sposobu.
Nie możecie zrozumieć, że każdy, każdy komentarz odgrywa tu gigantyczną rolę? Jest motywacją, uśmiechem, gratulacją, docenieniem, wszystkim WSZYSTKIM :<
Rozdział 12 miał 6 komentarzy i 80 wyświetleń. Nie sądzę, żeby te 6 osób wyświetlały rozdział po 12 - 13 razy.
Ja piszę dla Was tyle tych rozdziałów, gdyby nie było przedziału części to to jest 46 rozdział jaki dla Was napisałam, nie licząc 2 prologów, 1 epilogu, tych wszystkich podsumowań, ogarniania e-maila, pracy nad graficzną stroną 3 blogów (tak, Intern 3 jako blog już istnieje), myśleniem nad fabułą żeby to wszystko trzymało się kupy, montowaniem zwiastunów... a Wy nie możecie napisać jednego, najprostszego komentarza? Nie musi zawierać nic sensownego, może to być jedna, cholerna kropka czy jakikolwiek znak, chcę tylko wiedzieć ilu Was jest! :(
Nie chciałam, ale to Wy podjęliście decyzję.

       minimum 8 komentarzy = publikacja nowego rozdziału



niedziela, 21 września 2014

Rozdział 13

Leżałem i nie mogłem zasnąć. Cisza i ciemność panująca w sypialni trochę mnie uspokajała. Czułem równy, nie zakłócony już szlochem oddech wtulonej we mnie Amelie. Sam nie wiem, ile już minęło od czasu gdy się położyliśmy. Każda minuta była teraz dla mnie wiecznością, więc straciłem rachubę czasu. Spojrzałem w okno. Wiatr lekko kołysał smukłymi gałęziami drzew w ogrodzie. Liście brzozy delikatnie szumiały, ale po za tym wszystko było uśpione. Światło w częściowo zasłoniętym choinkami oknie sąsiadów się nie paliło. Kwiaty w skalniaku przynajmniej z mojej, leżącej perspektywy zwinęły płatki i jakby się skuliły. Miałem wrażenie, że moje serce przestało pracować z chwilą, gdy Amelie tylko kiwnęła głową, ale przecież żyję...
Brunetka drgnęła lekko, wymruczała coś i poprawiła się na moim torsie.
Była spokojna... chociaż teraz.
Wcześniej cały czas płakała, mówiła że nie damy rady, i przez to wszystko czułem się jeszcze gorzej.
Coraz bardziej mnie to przygniatało. Jeśli to dziecko już jest, nie możemy tego cofnąć... chciałbym być pewien, że będzie szczęśliwe, że damy radę pokochać je tak, jak na to zasługuje, bo przecież nie jest niczemu winne że... że jest...
Westchnąłem. Ja ojcem?
To niemożliwe...
Ja nie mam podejścia do dzieci, nie lubię dzieci, i w ogóle tak jakoś...
Ja i dzieci to dwa, nie pasujące do siebie słowa.
- O czym myślisz? - drgnąłem wystraszony gdy nagle usłyszałem jej głos. Spojrzałem w jej oczy. Te, w których za każdym razem tonąłem.
- O tym wszystkim...
- Wiem, że chciałeś zupełnie innego życia, więc mogę... - zawahała się. - mogę wyjechać gdzieś... a ty wrócisz do normalności.
Nie wierzę, że to powiedziała.
- Chyba sobie żartujesz. - usiadłem gwałtownie. - Byłbym ostatnim chujem, gdybym cię zostawił! Nie mógłbym tego zrobić... i nigdy bym nie chciał, nigdy by mi to nie przyszło do głowy...
- Zawsze masz wyjście.
- Nie, Ami.
- Chciałabyś chłopca czy dziewczynkę? - spytałem po chwili ciszy.
- Harry to jest na prawdę ostatnia rzecz, o której w tej chwili myślę... - westchnęła.
- Ale pomyśl. - podparłem się na ramieniu i zacząłem się bawić jej włosami. - Ja chciałbym dziewczynkę.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Zawsze chciałem mieć córkę... Jeśli już.
- Ty? - parsknęła i po raz pierwszy zauważyłem w jej oczach rozbawienie.
- Tak. - pokiwałem głową uśmiechając się.
- Nie wiem jak my sobie damy radę... - westchnęła.
- Mamy dom, czego jak czego, ale pieniędzy nam nie brakuje... i przede wszystkim się kochamy, to nie może być dla nas przeszkoda... powinniśmy się cieszyć.
- Mówisz tak, jakbyś był szczęśliwy przez to co się stało.
- Bo jestem. Cholernie się boję, że nie sprawdzę się jako ojciec, ale też się cieszę. - mówiąc to delikatnie dotknąłem jej brzucha. "Za wcześnie, żebyś coś wyczuł, debilu".
- Może nie będzie tak źle... - wyszeptałem po chwili.
- Nawet jak będę gruba, spuchnięta i ociężała?
- Zawsze będziesz najpiękniejsza.
Znowu ujrzałem na jej twarzy cień uśmiechu.
- Ale nie możesz ciągle płakać. - wyszeptałem i zbliżyłem się do niej, nasze wargi dzieliły milimetry. - Bo dziecko będzie nieszczęśliwe.
Musnęła moje usta i momentalnie pocałunek przemienił się w coś większego, bardziej namiętnego.
- Śpij skarbie. Musisz teraz się oszczędzać.

Dźwięk budzika właśnie rozrywał mi głowę i najchętniej bym go zignorował, ale w trosce o to, żeby Amelie się nie obudziła poderwałem się i jak najszybciej go wyłączyłem. W drodze do łazienki potknąłem się o nogę od ławy zrzucając przy tym z niego wazon robiąc jeszcze większy hałas. ,,No nie ma co, to dziecko będzie miało zgrabnego ojca" Zachichotał kpiąco głos w mojej głowie.
Szybki prysznic, jedno spojrzenie na piękną, spokojną twarz mojego skarbu i wyszedłem z sypialni zamykając cicho drzwi.
Jej matka jak zwykle nie spała i siedziała przy stole w kuchni. ,,Kto normalny nie śpi o tak cholernie wszesnej godzinie?!"
- Dzień dobry. - odparłem jeszcze bardziej bojąc się spojrzeć jej w oczy, sam nie wiem dlaczego, ale ta cała sytuacja z zapłakaną Amelie gdy mówiła jej, że jest w ciąży... to na pewno nie przedstawiało mnie w dobrym świetle.
- Dzień dobry, Harry. Tak wcześnie do pracy? Wrócisz na obiad, żebym mogła coś przygotować? - zaczęła się codzienna lawina pytań.
- Jadę do szpitala na badania, potem mam spotkanie na mieście, i dalej nie wiem. Na pewno w okolicach dwunastej tutaj zajrzę, i mogę zostać na obiad. - zająłem się przygotowaniem kawy. - Mogłaby pani przypilnować, żeby Amelie nie jechała do pracy? Prosiłem ją, żeby wzięła sobie wolne, ale nie zawsze mnie słucha.
- Mnie też nie słucha. - zaśmiała się, i nawet ja się uśmiechnąłem na to, jak bardzo moja narzeczona była uparta i niezależna. - Ale spróbuję.
Szybko wypiłem kawę, pożegnałem się i wbiegłem do garażu. Dlaczego ja zawsze muszę być spóźniony?

- Dzień dobry. - odchrząknąłem gdy wszedłem do gabinetu. Nerwowo bawiłem się kluczykami od samochodu.
- Witam, panie Styles, niech pan siada. - lekarz jak zwykle miał opanowany, nie zdradzający niczego ton głosu. Zająłem miejsce na przeciwko niego. Teraz rozumiem jak muszą się czuć ludzie którzy przychodzą do mnie w różnych sprawach. To jest po prostu masakra.
- Muszę panu powiedzieć, że nie spodziewałem się takich wyników. - zaczął splatając ręce na blacie biurka.
- Tak? - nerwowo przełknąłem ślinę. - To znaczy... pogorszyło się?
Próbowałem odczytać coś z jego mimiki twarzy, ale koleś zdawał się być wyprany z jakichkolwiek emocji, przynajmniej w tej chwili.
- Wręcz przeciwnie.  - mówiąc to wstał i podniósł pod światło zdjęcie rentgenowskie.
- To znaczy? - zapytałem ponownie. Bałem się, bałem jak cholera, bo teraz musiałem żyć nie tylko dla Ami, ale też dla dziecka... ja ojcem... Boże.
- To znaczy, że nie ma przerzutów, i kwalifikuje się pan na jak najszybszą operację. - zaczął po chwili. - Nie spodziewałem  się, że wypuszczenie pana do domu będzie tak dobrym pomysłem.
Dopiero teraz zauważyłem w kącie pielęgniarkę, która uważnie mi się wpatrywała. Cholera, nie wiem czemu ale wszystko mnie dzisiaj denerwuje, a przecież to Amelie jest w ciąży.
- Czyli... - zawahałem się. - Wracam do żywych, tak?
- O ile operacja nie przyniesie komplikacji.
- To znaczy? - skrzywiłem się.
- To ryzykowny zabieg, prowadzony blisko serca. Guz jest bardzo rozrośnięty, i istnieje ryzyko powikłań.- odpowiedział spokojnie.
- No dobrze... - odchrząknąłem znowu. - A kiedy mogłaby się odbyć ta operacja?
- W miarę możliwości jak najszybciej, myślę, że pod koniec przyszłego tygodnia. Teraz prosiłbym żeby zdjął pan koszulę, zobaczę, czy nie ma szmerów w płucach.
Rozpinanie guzików zdecydowanie nie jest łatwe roztrzęsionymi rękami. Cholera, facet nie zdawał sobie sprawy ile mam teraz do stracenia. Gdybym był kawalerem byłoby mi wszystko jedno.
Powstrzymywałem chichot gdy zauważyłem, że pielęgniarka zagapiła się na mój odsłonięty tors.
"Zajęty, bejbe"
- Wszystko w porządku. - ocenił. Zadzwonię do pana i poinformuję o operacji, a na razie to tyle.

Z ulgą opuściłem szpital. Przy samochodzie zauważyłem moją siostrę, tak jak się umawialiśmy.
- No hej, brat! I jak? - zasypywała mnie pytaniami rzucając mi się na szyję.
- Operacja w przyszłym tygodniu.
- To chyba dobrze nie? - uważnie mi się przyjrzała. - Wyglądasz jakby coś się stało.
- Bo stało się, i to dużo. - zaśmiałem się.
Otworzyłem jej drzwi od samochodu i sam wsiadłem od drugiej strony.
- Masz nadal przerzuty?
- Nie. Operacja może mieć komplikacje, jeśli już zagłębiamy się w ten temat, ale teraz to mój najmniejszy problem. - odpaliłem samochód.
- Coś z Amelie?
- W pewnym sensie. - uśmiechnąłem się.
- Człowieku, czy ty musisz gadać zagadkami? - krzyknęła czym tylko pogłębiła mój śmiech.
- Czyli jedziemy teraz po Dylana, a potem do rodziców? - spytałem ignorując jej pytające spojrzenie.
- Zaraz się rozmyślę i nie pojadę do tego wstrętnego domu, jak mi nie powiesz co z Am. - zaszantażowała, a w jej głosie słyszałem satysfakcję.
- Ta wiadomość może cię zwalić z nóg. - zacząłem wyjeżdżając ze szpitalnego parkingu.
- Dawaj.
- Możesz zacząć się dusić.
- Nie takie rzeczy się już robiło.
- Wymioty.
- Jestem w twoim samochodzie, więc to twoja tapicerka ucierpi. - uśmiechnęła się szeroko.
- Uczucie starości.
- Daj spokój, i tak już... co? - miałem wrażenie, że jej oczy za chwilę wylecą z orbit. - Mów, a nie się ze mnie nabijasz, nie zapominaj kto tu jest starszy!
- Może i jestem młodszy, ale z pewnością wyższy, większy i silniejszy, więc taka pchła jak ty nigdy mi nie da rady. - wytknąłem język.
- Spadaj. Mów co jest.
- Dobra, ale nie mów potem że nie ostrzegałem. Amelie jest w ciąży. - wypaliłem.
Próbowałem się skupić na drodze, ale jednocześnie nie chciałem przegapić reakcji siostry. Kątem oka obserwowałem jak opiera się o fotel i rozszerzonymi oczami wpatruje się gdzieś przed siebie.
- O mamuniu. - wydukała. - Będę ciocią! Jejku braciszku! - rzuciła się na mnie piszcząc.
- Zaraz skończymy w rowie, Gem.
- O kurde...
Podjechaliśmy pod szkołę Dylan'a. Czekał już przy płocie i rozmawiał z jakąś dziewczyną. Moja krew.
Podbiegł do samochodu i wsiadł na tylne siedzenie, wrzucając przed tym plecak do bagażnika.
- Ej ej, delikatnie z moim samochodem! - krzyknąłem uśmiechając się jednocześnie.
- Dylan, padniesz jak ci coś powiem! - odparła Gemma gdy ruszyliśmy, wciąż jeszcze w niezłym szoku.
- Już się boję.
- Będziesz wujkiem.
Parsknąłem słysząc podniecony głos siostry. Taki dzieciak wujkiem.
- Jesteś w ciąży? Myślałem, że nikogo nie masz... - zawahał się.
- Nie jestem w żadnej ciąży, człowieku. - Gemma puknęła się w czoło.
- Że niby Harry?! - Dylan zaczął się głośno śmieć i ledwo łapał powietrze. - Serio siostra, ten żart ci się nie udał. Harry i dzieci. Dobre. - chichotał.
Uśmiechnąłem się, kątem oka widząc bezradność Gemmy.
- Ale ja prawdę mówię! Amelie jest w ciąży! - nie poddawała się.
- Nie jestem głupi.
- To prawda. - odparłem spokojnie.
- Jeśli mnie nabieracie, to przysięgam, nie odzywam się do was. - powiedział niepewnie.
- Może wystarczającym dowodem będzie to, że za kilka dni przyjedziemy do was z Ami powiedzieć to rodzicom. - powiedziałem znowu się uśmiechając.
- Ale... o matko... - w lusterku widziałem jak przeczesuje ręką włosy, dokładnie w ten sposób jak ja gdy się denerwuję. Po chwili uśmiechał się szeroko, tak samo jak Gemma, która po tej wiadomości wpadła w jakiś szał i nadmiar szczęścia.
Ja też się cieszyłem.
Szkoda tylko, że nie mogliśmy oddać chociaż trochę naszego szczęścia załamanej Ami... To dręczyło mnie najbardziej.
__________________________
Statystyki tego bloga w wyświetleniach komentarzach... pozwólcie że zacytuję Gemme "o mamuniu!" :D
Bardzo, bardzo wam dziękuję.
Dodatkowo skończyłam już pracę nad zwiastunem 3 części. Nie wiem, czy wstawić go za kilka rozdziałów, czy dopiero gdy skończymy tą część, jak myślicie?
Zanim bym go wstawiła na pewno muszą się wyjaśnić sprawy ze zdrowiem Harry'ego, żebym nie sugerowała nim jak skończy się ta operacja, bo może być różnie xd
Love ya <3

środa, 17 września 2014

Rozdział 12 + questions

Na początku chciałam Wam powiedzieć że Was uwielbiam. Pod poprzednim postem i na mailu dostałam wiele odpowiedzi od Was.

,,oni wpadli prawda? Proszę, powiedz że oni wpadli *-*"

,,Ale fajnie by było gdyby wpadli!"

"hahahahahahahah wpadliii"

"TAK! MAŁE STYLESIĄTKA JUHUUUU"

i wiele innych.

Śmiałam się na głos jak to czytałam, jesteście genialni! :D

______________________________

Odchrząknąłem nerwowo i po raz kolejny zganiłem siebie w myślach. Toczyłem wewnętrzną walkę z samym sobą. A ona, niczego nie świadoma opierała się delikatnie o mnie i robiła notatki do pracy. Uwielbiałem to, gdy w skupieniu przygryzała długopis. Wyglądała doskonale, w luźnym dresie i moim T-shircie. Nawet gdy się nie stroiła była najpiękniejsza. I w innej sytuacji pewnie rozważałbym zerwanie z niej tych ubrań i...
Westchnąłem i spróbowałem skupić się na telewizorze. Nagle usłyszałem płacz dziecka.
Moja paranoja właśnie weszła na wyższy poziom, prawda?
O Boże przenajświętszy.
Rzuciłem się do okna gdy zobaczyłem kobietę pchającą wózek z tym ryczącym bachorem i jak najszczelniej je zamknąłem. Amelie podniosła wzrok znad notatek i zmarszczyła brwi.
- Coś się stało?
- N-nie nie, nic. - przygryzłem wargę i wróciłem na swoje dawne miejsce owijając ją z powrotem ramieniem. Nic się nie stało. Zupełnie nic.
Znowu odchrząknąłem. Zauważyłem, że robię to często gdy się denerwuję.
Głośno wypuściłem powietrze z płuc i podrapałem się w głowę.
- Źle się czujesz? Mam dzwonić po lekarza? - Amelie spytała zaniepokojona.
- Nie, kochanie, wszystko jest w jak najlepszym porządku. - posłałem jej uśmiech i odetchnąłem z ulgą gdy wróciła do pisania.
Ręką zjechałem z jej ramienia i dotknąłem jej brzucha. Nie wyczułem nic... "Jasne, debilu że nic, nawet jeśli wpadłeś to nie będzie tego widać po czterech dniach". Zacząłem go delikatnie masować, co znowu spotkało się ze zdziwionym spojrzeniem Amelie.
- Harry, na pewno wszystko w porządku?
Kiwnąłem głową.
Odepchnęła moją rękę, posłusznie wróciłem do pieszczenia jej ramienia.
- Boli cię? - spytałem sam nie wiem dlaczego.
- Co ma mnie boleć?
- Brzuch... albo jakoś okolice...
Znów zmarszczyła brwi.
- Miałaś okres?
- Do czego zmierzasz?
- Tylko pytam. - starałem się przybrać obojętny wyraz twarzy.
- Dobrze wiesz, że miałam gdy wróciłeś ze szpitala.
- No tak.
Wróciła do bazgrania notatek, a ja znów starałem się skupić na meczu w telewizji.
Nerwowo stukałem palcami o oparcie kanapy. Do cholery jasnej, ja nie dam rady.
- Bardzo cię kocham, wiesz?
- Wiem. - odparła i cmoknęła mnie w policzek. - Ale błagam, nie wybijaj mnie ciągle bo zapomnę o czymś i mój wredny szef mnie zwolni.
- No tak, zapomniałem że jest takim chujem. - odparłem uśmiechając się, chociaż tak na prawdę wolałbym ryczeć z bezradności. Jest chujem, oj jest.
- Mogę zająć wam minutkę? - spytała cicho jej matka.
- Pewnie, siadaj. - uśmiechnęła się Ami. - Tobie też się coś stało? Może jakaś epidemia czy coś.
- Nie, ja... - zawahała się. Usiadła na fotelu obok. - Ja nie chcę wam przeszkadzać, i pomyślałam że może bym wróciła do Wolverhampton.
- Żartujesz? Przecież ojciec może ci coś zrobić.
- Kochanie nie chcę zawadzać w twoim życiu. Jesteś młoda, musisz wszystko sobie poukładać, a stara matka w tym nie pomaga. Może jedynie poradzić, ale nie powinna być jak kula u nogi.
- Mamo co ty wygadujesz! Mówiłam, że możesz zostać dopóki nie znajdziesz czegoś w Londynie.
Uważnie przyglądałem się zarówno Ami jak i jej matce. Były do złudzenia podobne, nawet w zachowaniu.
Skromne, ciche, trzymające się na uboczu, uważające by nikomu nie przeszkadzać z tymi koszmarnie pięknymi, świdrującymi oczami.
- Głupio się czuję... zwaliłaś mnie jeszcze na głowę pana Styles'a...
- Harry'ego. - poprawiłem chichocząc. Ciągle mówiła do mnie po nazwisku. - I jeśli o mnie chodzi może pani zostać tutaj ile chce.


- Przyjdę do ciebie później. - wymruczałem jeszcze do jej ucha i wszedłem do gabinetu gdy zniknęła mi już z oczu.
Zayn obściskiwał się z jakąś blondynką.
- Nie przeszkadzajcie sobie, już mnie nie ma. - mruknąłem odkładając teczkę. Rzuciłem płaszcz na fotel, wziąłem plik dokumentów i jak najszybciej się ulotniłem.
Teraz już wiem, jak on musi się czuć. Zaśmiałem się pod nosem. Kiedyś była to codzienność.
Nogi pokierowały mnie do studia nagrań. Amelie pisała coś w notatniku, a niektóre sprzęty nieznośnie piszczały.
- Czemu do cholery to tak hałasuje? - skrzywiłem się.
- Wniosek o zakup nowych sprzętów prawdopodobnie nadal leży pod warstwą kurzu i innych wniosków na biurku jednego z prezesów. - parsknęła. - Ale oni chyba są zajęci obściskiwaniem się z cycatymi blondynkami.
- Na mnie nie patrz, ja mam brunetkę. - powstrzymywałem śmiech. - Zayn właśnie zgarnął jakąś blondynkę, dlatego jestem tutaj ze swoją robotą.
- Nie mów! Na prawdę? - zdziwiła się i jednocześnie szeroko uśmiechnęła.
- Niestety. - usiadłem przy stole i rzuciłem na niego dokumenty.
- Keira do niego poszła... i ona jest blondynką, i...
- A więc ona i Zayn? - poruszyłem kilka razy brwiami.
- Nie mówiła mi nic...
Chciałem teraz ją pocałować, zrobić wszystko żeby przerwała pracę a potem przejść do czegoś konkretnego, ale... No właśnie.
Może lepiej będzie jeśli jej powiem...
Nie, wkurzy się i będzie jeszcze gorzej.
Cholera, dlaczego jestem takim idiotą...
Ale z drugiej strony to nie w porządku wszystko przed nią ukrywać. Nie, nie dam rady jej tego powiedzieć.
- Harry co się dzieje? - odwróciła się do mnie i zdjęła słuchawki.
- Nic. - przywołałem na twarz uśmiech.
- Przecież widzę, że coś cię męczy... - westchnęła i usiadła obok mnie.
Pokręciłem głową i wbiłem wzrok w podłogę. Nie mogłem znieść jej spojrzenia.
- Zapomniałem wtedy o prezerwatywie. - wypaliłem na wydechu.
Delikatna dłoń pieszcząca do tej pory mój kark znieruchomiała.
Moja choroba i teraz to. Za bardzo ją obarczam.
- Nie brałaś tabletek prawda? - spytałem znając właściwie już odpowiedź.
- Nie. - pokręciła głową. Jej głos był jakiś dziwny. Cichy, i o znacznie innej barwie.
- Ami... ale nie znienawidzisz mnie za to? - wydawało mi się, że to pytanie jest nie na miejscu...
- Na razie mogę mieć tylko nadzieję że to się nie stało... Muszę sobie jakoś poradzić...- odczytałem to właściwie z ruchu jej warg.
Była spokojna, cicha i blada. I to mnie przerażało. Wolałbym już wrzask, złość... ale nie to do cholery!
- My musimy... Jesteśmy w tym razem... - zasugerowałem próbując dotknąć jej policzka ale się odwróciła.
- Daj spokój. - uśmiechnęła się, ale był to uśmiech pełen goryczy.
- Nie wariujmy... na razie nie wiadomo czy w ogóle to się stało... - skrzywiłem się.
- Ale... jeśli ja jestem w ciąży? - spojrzała na mnie zrozpaczona i sam chciałem ryczeć widząc jej błyszczące oczy. - Co wtedy będzie?
- Poradzimy sobie. - uśmiechnąłem się, chcąc najbardziej jak to możliwe dodać jej otuchy.
Jeżeli prawie pokonałem już raka, to dziecko z pewnością nie może teraz mnie zatrzymać.
- Ale... - widziałem, że powstrzymywała łzy.
- Ile już razem przeszliśmy? Ami, to może być nawet dobry znak... - gadałem jak nakręcony żeby na jej twarzy zobaczyć jedynie cień uśmiechu, mimo, że nadal wyraźnie była przerażona.
A jeśli właśnie spieprzyłem jej życie?

Nerwowo chodziłem w tą i z powrotem po korytarzu przychodni. Byłem przygotowany na obie opcje, ale mimo to byłem zwyczajnie przerażony.
- Harry, spokojnie. - mruknął Louis. Od jakiegoś czasu nasze kontakty się znacznie polepszyły.
- Dlaczego do cholery nie mogę tam wejść?
- Przestań się tak denerwować. Oboje nastawialiście się nawet na to "najgorsze" - przy ostatnim słowie zrobił w powietrzu cudzysłów. - Ja nie przeżywałem tak, gdy się dowiedziałem o Dav'ie*.
- Ty chciałeś tego dziecka, i nie byłeś śmiertelnie chory.
- Ty też nie jesteś. Już to pokonałeś. - wzruszył ramionami.
I w tej chwili w drzwiach pojawiła się Amelie, blada jak ściana.
Podbiegłem do niej chwytając jej lodowatą dłoń.
Widząc moje pytające spojrzenie kiwnęła jedynie głową, bacznie obserwując mojej reakcji.
______________________________________
* syn Lou i El nazywa się Dave ( za Chiny nie miałam pojęcia jak to odmienić, miało brzmieć "o Dejwie" xd) i ma już rok. I dla dociekliwych - wcale o nim nie zapomniałam, Amelie i Harry ich odwiedzają ale o tym nie wspominam, i sam wątek trójki Tomlinsonów będzie jednym z głównych wątków (prócz Styles'a i Ami) w trzeciej części, ale ja nic przecież nie zdradzam, i wcale nie mam już zupełnie zaplanowanej części 3 od prologu do epilogu :D
____________________________
Wiem, że znowu naciągnęłam czas i w ogóle, ale mam nawał zajęć.
I dodatkowo mam zupełnie pokaleczone i opuchnięte palce od gitary od ćwiczeń bo niedługo ważne dla mnie wydarzenie i w ogóle, więc każda literka to dla mnie BÓOOOOOOL XD
I co? Każde słowo w tym rozdziale zyskało na wartości, prawda? Hę? :D
Napłynęło dużo pytań, tutaj są odpowiedzi na kilka tych najważniejszych, a reszta będzie w osobnym poście jakoś w weekend.
1. Czy część druga Intern kończy się szczęśliwie?
- Zależy od jakiej strony na to patrzeć. Moim zdaniem tak, ale sami to ocenicie ;)
2. To prawda, że druga część ma 10 rozdziałów?
- Jak widać nie xd Planuję 25, chyba że coś wyskoczy po drodze to będzie więcej.
3. Ile w końcu części ma Intern? Nie łapię, i ile będzie części i rozdziałów w sumie?
- Część I skończona (30 rozdziałów + prolog & epilog), Część II właśnie czytacie, a Część III będzie już na 100%, mam zaplanowaną fabułę, ale nie mam pojęcia w ilu rozdziałach to ujmę. Myślę, że czwartej części nie będzie, ponieważ w trzeciej wyczerpię do końca tą historię, ale wtedy zostanie do napisania mi jeszcze Crescendo.
Dobra, nie przynudzam.
Love you all.
xx









piątek, 12 września 2014

Rozdział 11

Są sceny erotyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność. Od razu mówię że to chyba najgorszy rozdział ever, pod względem składniowym, fabularnym, estetycznym, pod każdym, kurde względem xd

Przez kilka dni utrzymywała się między mną a Ami dziwna atmosfera. Mnie nadal męczyło to, co prawie by doszło między mną a Caroline, a brunetka też nie zachowywała się normalnie. Rozumiem, że przez kilka dni mogła źle się czuć przez ten jebany okres, ale minął już tydzień, a to chyba tyle nie trwa. Nie, żebym się znał.
Ciągle mówiła, że wyjeżdża ze swoją matką do siebie, ale ja nie mogłem jej na to pozwolić. Chciałem ją mieć przy sobie niezależnie od tego jak było między nami, nawet jeśli miało się to wiązać z pobytem w moim domu jej matki, która ciągle pytała czy czegoś nie potrzebuję albo po prostu siedziała i mi się przyglądała.
Z przemyśleń wyrwał mnie trzask drzwi wejściowych. Nareszcie.
Bardzo niezręcznie było mi siedzieć z matką Amelie podczas gdy ona sama była w pracy. Sam chciałem jechać do wytwórni, ale lenistwo wzięło górę. Perspektywa duszenia się w garniturze i użerania się z pracownikami przegrała z wizją leżenia na łóżku w wygodnych dresach.
Jej sylwetka mignęła mi w drzwiach salonu i potem słyszałem odgłos wchodzenia po schodach.
No, Styles, teraz albo nigdy. Poderwałem się i pobiegłem za nią. Ujrzałem ją dopiero w sypialni, jak rozpinała płaszcz. Zamknąłem za sobą drzwi.
Spojrzała się na mnie tymi swoimi nieziemskimi oczami. Cholera, ona na prawdę pięknieje z każdym dniem.
- Amelie... - w gardle mnie piekło a mówienie było jakoś dziwnie trudne. - Ami, co się dzieje?
- Nic. - odparła krótko. Zawiesiła płaszcz do szafy.
Gwałtownie wciągnąłem powietrze gdy zauważyłem w co jest ubrana. Czerwona sukienka podkreślała jej chudą talię, układała się idealnie i sięgała trochę przed kolana. Dekolt był mocno wycięty, odsłaniał trochę ramion, obojczyki i trochę tego, co chciałem zachować tylko dla mojego wzroku. Czarne loki idealnie kontrastowały z kolorem i jej bladą skórą. Wydawała się być taka delikatna i krucha, jak porcelanowa lalka.
Nie było widać dużo, ale jak na Amelie za dużo, po prostu dla tego że ona jest moja. Zaklepana. Najlepiej jakby nosiła golfy, i spodnie. Nie obcisłe.
- W co... w co ty jesteś ubrana? - wydusiłem gdy zorientowałem się że stoję i gapię się na nią z otwartymi ustami.
Omiotła wzrokiem swój strój i spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Za dużo... za dużo odkrywasz.
- O czym ty mówisz? - spytała marszcząc brwi. - Nie odkrywam więcej niż twoje kochanki.
- Nie mam kochanek. - warknąłem mrużąc na chwilę oczy. Nie mam. Caroline to nieudana próba skoku w bok, którego bardzo żałuję, i już o tym zapomniałem.
Pokręciła głową i wyjęła z szafy jakieś ubrania.
- Wyjdź, chcę się przebrać.
- Nie, będę tu siedział i się gapił, mam do tego święte prawo. - usiadłem na łóżku.
- Dobrze, więc ja wyjdę.
- Nie. Masz tu zostać.
- Nie będziesz mi mówił, co mam robić.
- Będę, bo jesteś moja. A ty możesz mi mówić co mam robić, ponieważ jestem tylko twój.
- Nie jesteś mój.
- Śpisz ze mną w jednym łóżku i mówisz, że nie jestem twój?
Co ją nagle na to naszło?
- Ty śpisz w wielu łóżkach. Na prawdę nie wiem, dlaczego nie pozwalasz mi się wynieść.
Trochę mnie zamurowało.
- Co ty wygadujesz?
Zagryzła wargę i podeszła do okna.
- Wiem, że była u ciebie Caroline.
Suchość w ustach, skręcanie się narządów i łomotanie serca to mało powiedziane. Czułem, jakbym spadał w przepaść.
- Amelie, ja... - wstałem. Zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć.
- Czyli coś było. - zaśmiała się, ale jej głos przepełniony był goryczą.
- Nie, kochanie to nie tak!
- I dlatego Zayn był taki dziwny. Wszystko nareszcie się wyjaśnia. - usłyszałem jej szloch.
Obiecałem sobie wcześniej że nigdy nie będzie przeze mnie płakać...
Zacząłem kręcić głową, chociaż wiedziałem że ona tego nie widzi.
Patrzyłem jak się odwraca. Ma mokre od łez policzki.
- Czekałam, aż mi powiesz. Ale się nie doczekałam.
Spojrzała na mnie pełnymi bólu oczami i znowu zagryzła wargę.
Nawet ja musiałem się powstrzymywać od płaczu. Serce biło mi jak oszalałe.
- Ami ja... nie, ona mnie całowała i...dotykała, ale ja w ogóle nie mogłem jej dotknąć, cały czas myślałem o tobie, Amelie nie zostawiaj mnie, błagam! - wpadłem w panikę i klęknąłem przed nią.
- Błagam. - wyszeptałem i objąłem ją w pasie.
- Harry puść mnie.
- Zostań. Jak ja ciebie pragnę... - wyszeptałem i dmuchnąłem w materiał sukienki który przykrywał jej czułe miejsce.
- Harry... - jęknęła.
Wstałem i zacząłem ją całować, robić malinki na szyi. Całkowicie odpłynąłem w uniesieniu, nie zadawałem pytań, nie prosiłem o to, żeby nie odchodziła, po prostu całowałem i dotykałem gdzie tylko się da, spragniony jej miłości.
- Harry... - jej wypowiedź przerwało ciche mruknięcie gdy potarłem delikatnie palcem o jej bieliznę. - Tym nie odwrócisz mojej uwagi.
- To wcale nie jest seks na zamydlenie oczu. - odparłem i znowu zacząłem obdarzać pocałunkami skórę na obojczykach.
- Nie? - zaśmiała się.
- Po prostu tak strasznie tęskniłem...
- Jesteś okropny. - westchnęła i wplatając palce w moje loki namiętnie mnie pocałowała.
Z moich ust wymsknął się przeciągły jęk, gdy pociągnęła za włosy. To było tak podniecające...
Chwyciłem ją za ramiona i pokierowałem tak, że usiadła na łóżku. Stanąłem między jej nogami i pochyliłem się, by ją pocałować, ale ona zaskoczyła mnie i zaczęła masować nabrzmiały problem w moich spodniach.
Jęknąłem chyba trochę za głośno gdy swoim palącym dotykiem lekko go ścisnęła. Na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Moja mama jest w domu. Musisz być cicho.
Wiedziałem po jej tonie, że za chwilę wybuchnie śmiechem. Gdy tylko mnie dotykała ja już nie mogłem wytrzymać, mrużyłem oczy i zagryzałem wargę.
Rozpięła rozporek i zsunęła moje bokserki. Nie była delikatna, tak jak ostatnim razem to zapamiętałem.
Jej oczy zrobiły się ciemniejsze, a wyraz twarzy surowszy.
Pchnęła mnie na łóżko. Usiadła na moich udach i szybko pozbawiła mnie ubrań. Miałem wrażenie, że jej ręce są wszędzie, to była cholernie przyjemna tortura.
Amelie's pov.
Powinnam na niego wrzeszczeć za to co zrobił. Wybiec z domu i zostawić tą chorą sytuację,okazać trochę zdrowego rozsądku, a co robiłam?
Pozwalałam całować mu moją szyję, robił mi malinki a ja nie protestowałam.
To co teraz czułam było dziwne. Byłam na niego wściekła i jakoś dziwnie go pragnęłam, a on z błyszczącymi oczami korzystał z tego. Obserwowałam jak zielone tęczówki ciemnieją. Obrócił mnie tak, że teraz on nade mną górował. Zdjął moją sukienkę i leżałam przed nim tylko w bieliźnie, a on był ubrany.
Pomogłam zsunąć mu spodnie z bokserkami i poczułam go w sobie.
Jęknął i zagryzł wargę.
- Kocham cię. - pochylił się nade mną i musnął moje usta spijając z nich mój jęk.
- A Caroline? - gry to powiedziałam pchnął mocniej, co spowodowało że musiałam zasłonić ręką usta, żeby nie krzyknąć na cały dom.
- Tylko ciebie. - warknął i przyśpieszył tempo. Nie było w tym nic delikatnego, ale wszystko było aż przesączone miłością.
Jego klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie. Wplotłam palce w jego włosy. Mruknął cicho i znowu zwolnił.
- Na pewno? - czułam jakąś dziwną chęć zdenerwowania go.
Znieruchomiał, pochylił się nade mną i przygryzł moją dolną wargę.
- Tak. - jęknął i wszedł we mnie całym sobą. Nie umiałam już powstrzymać jęku.
Wkrótce sypialnia wypełniła się naszymi westchnieniami i zapewnieniami miłości.

Harry's pov.
Uśmiechnąłem się na widok śpiącej Amelie. Całkowicie naga, otulona jedynie niezbyt zakrywającym prześcieradłem wtulała się we mnie łaskocząc klatkę piersiową. Odpłynęły problemy, nie było choroby, była tylko ona.
Delikatnie ją podniosłem i ułożyłem na poduszce.
Wstałem i jeszcze raz uśmiechnąłem się pod nosem patrząc jak mruczy z niezadowolenia i owija się pod szyję prześcieradłem.

Wziąłem prysznic, ubrałem się w koszulę i garnitur i zszedłem na dół. Jej matka siedziała przy stole w kuchni i patrzyła się w okno, jednak gdy usłyszała moje kroki od razu się poderwała.
- Dzień dobry. - próbowałem nie ukazać tego, jak bardzo mnie to stresuje. Nawet nie wiem dlaczego wciąż byłem spięty w jej towarzystwie.
- Dzień dobry Harry. - uśmiechnęła się. - Jedziecie do pracy? Myślałam, żeby zrobić wam jakieś śniadanie ale nie miałam pojęcia kiedy wstaniecie...
- Ja za chwilę pojadę, więc dziękuję. - odchrząknąłem. - A Amelie jeszcze śpi a nie chcę jej budzić.
- Może jednak powinna wstać... - zawahała się. - Nie może spóźnić się do pracy.
Odwróciłem się w stronę blatu i wstawiłem wodę na szybką kawę.
- Najwyżej weźmie wolne. - wzruszyłem ramionami.
- No tak, zapomniałam, że jesteś jej szefem...
Zaśmiałem się pod nosem, chociaż tak na prawdę wcale nie było mi do śmiechu. Uciec z tego domu do zacisznego gabinetu jak najszybciej.
Udałem, że spojrzałem na zegarek.
- Przepraszam, już późno, muszę się zbierać. - odparłem i biegiem wróciłem do sypialni.
Gdzie są do cholery moje kluczyki?
Kieszenie płaszcza, spodnie, nie ma. Nerwowo otworzyłem szufladę mojej szafki nocnej. Czego tu nie ma. Chusteczki, jakieś dokumenty, prezerwatywy, spinacz...
O nie.
Nie.
W tej chwili kluczyki wyparowały już mi z głowy, i pojawił się nowy, zdecydowanie większy problem.
Jak ja mogłem o tym zapomnieć?
Spojrzałem na śpiącą Amelie. Niczego nieświadoma, spokojna, piękna.
Nie, to nie mogło się stać, ona na pewno bierze tabletki albo nie ma teraz dni płodnych, prawda?
Prawda?
_____________________________________
 Wiem, tragedia.
Wybaczcie mi za to, z tego rozdziału nie jestem dumna xd
Masakra jakaś.
I wiem, że przekroczyłam limit czasowy.
Dlaczego ten rozdział jest poniżej dna i pojawił się tak późno?
Po pierwsze utknęłam na scenie łóżkowej. Nie lubię, nie umiem ich pisać, zawsze miałam z tym problem, a potem rozdział mi się nie układał. Po drugie początek roku, sprawdziany diagnostyczne, szał na egzamin gimnazjalny, no wiecie, trzeba się wdrożyć na nowo, co trochę mi zajęło, bo w sumie przez te dwa tygodnie mój dzień wyglądał tak, że wstawałam jak zombie, szłam do szkoły, po 9 lekcjach nie miałam ani trochę energii, ledwo wlokłam się z autobusu do domu, kładłam się spać, koło 20 się budziłam, robiłam lekcje i znowu kładłam się spać hahahahahah wiem, normalnie takie życie że tylko pozazdrościć xd
Po trzecie miałam jakiś tymczasowy zanik mózgu, siedziałam nad pustym postem (jedyne co napisałam to ,,Rozdział 11" xd) i nie mogłam nic, NIC wymyślić. Po czwarte pisałam go dzisiaj na siłę, bo wiedziałam, że przegięłam z czasem ;<
Przepraszam, wyszło jak wyszło.
Będzie lepiej xd
Chociaż... u Amelie i Harry'ego można by dyskutować, czy będzie lepiej...





wtorek, 2 września 2014

Zapytaj bohaterów & lil' information

Heeej! :D
No więc zauważyłam, że w komentarzach bardzo często zwracacie się jakby do bohaterów. Co powiecie na to, żeby z nimi pogadać, popytać? :D
                                                                   Założyłam aska, na którym będą rozwiewać wasze wątpliwości albo zbierać opieprze (np. ostatnio bardzo często jest ,,ZAYN CO Z TOBĄ DO CHOLERY" hahahah kocham Was za to xd)
Jak będzie wyglądała organizacja tego wszystkiego?
Przede wszystkim piszcie na początku do kogo kierujecie pytanie. Np. ,,Harry: Czy zamierzasz blablabla coś tam coś tam? xd" i Harry odpowiada. To samo z każdą postacią jaka występuje w tym opowiadaniu. Może to być każdy, Dylan, Matt, ojciec Ami, whatever. Jeśli chcecie zadać pytanie mi, piszcie na początku ,,Autorka:".

                                                                >>>KLIK<<<<<

Zwróćcie uwagę na profilowe. Omfg Harry wyszedł tam tak bosko...

E e eee to nie koniec, czytaj dalej xd

Jak wszyscy wiemy....
...rozpoczął się rok szkolny *chlip chlip*.
W związku z tym dość bolesnym faktem wybaczcie mi, jeśli rozdziały nie będą się pojawiały codziennie.
Czasem nie będę mogła znaleźć czasu albo siły na pisanie.
Postaram się, żeby były codziennie ale może być różnie. W każdym razie w sytuacjach krytycznych na pewno jeden na tydzień, ale to krytycznych, czyli luty - kwiecień - maj kiedy będą próbne egzaminy gimnazjalne (tak, moja cudowna szkoła robi je też drugim klasom, bezsens xd) i na początku, tak od listopad - grudzień też mogą być schodki. Ale don't worry, strasznie przywiązałam się do Ami i Harry'ego i nigdy Was nie zostawię :D

P.S.
Nie wiem czy dzisiaj dam radę napisać kolejny bo mam masę zadań. Jeju, zmieniła mi się nauczycielka od matmy i od razu na powitanie zadała 20 zadań z podręcznika ;-;.
Lots of love xx
 

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 10

Walczyłem z wyrzutami sumienia obserwując, jak Amelie wysiada z mojego samochodu i kieruje się do firmy. Od rana próbowałem się do niej odezwać ale nie potrafiłem. Była taka odpychająca, nie wiem dlaczego miałem takie wrażenie. Patrzyła się tymi swoimi oczami i świdrowała mnie na wylot, jakby o wszystkim wiedziała.
Zniknęła już w korytarzu studia a ja wszedłem do gabinetu.
- Hej stary. - przywitał mnie Zayn który jakoś unikał mojego spojrzenia.
- Cześć. - zdjąłem płaszcz i marynarkę i rozpiąłem kilka guzików mojej koszuli. Rozpiąłem ciasne mankiety i podwinąłem je na łokcie.
W odbiciu szyby w gablocie poprawiłem włosy.
- Amelie przychodzi że się tak przygotowujesz? O gumkach nie zapomnij. - zaśmiał się i wrócił wzrokiem do swojego laptopa.
- Strzeliłeś prawie w środek. - uśmiechnąłem się.
- Masz już gumki? - zgadywał.
- Nie, to nie to. - zaśmiałem się.
- Amelie bierze tabletki więc niepotrzebne wam gumki?
- Jesteś coraz dalej, stary.
- Amelie jest w ciąży więc nie masz możliwości już czegoś zmajstrować?
- Teraz to już nawet w planszę nie trafiłeś. - zachichotałem.
- Poddaję się.
Cały czas gryzły mnie wyrzuty sumienia.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść! - wrzasnął Zayn.
W drzwiach stanęła kuso ubrana Caroline a ja poczułem jakby wszystko mi się wywracało.
- Nie mów że... - Malik poderwał się z fotela.
- Witaj, Zayn. - odparła blondynka ciągle patrząc się na mnie. Lub na moje krocze.
- Ja chyba kurwa mać nie wierzę własnym oczom. - krzyknął Zayn. Cały się gotował widząc, jak Caroline podchodzi do mnie powolnym krokiem. Szczerze mówiąc ja też nie czułem się dobrze.
- Nie bulwersuj się tak kochanie, bo ci żyłka pęknie. - mruknęła ale cały czas utrzymywała ze mną kontakt wzrokowy.
- Harry! - ostrzegł Zayn - Będziesz tego żałować.
- Daj spokój.
- Jesteś największym chujem na świecie. - wrzasnął i wyszedł.
Amelie's pov.
- A najlepsze było to, jak przypadkowo po pijaku włożył sobie słomkę do nosa, i zaczął wciągać, a potem przez jakąś godzinkę psikał sokiem jabłkowym - Julia ledwo wydusiła z siebie kolejne ośmieszające Angusa zdanie, i od razu wszyscy zanosili się śmiechem. Keira już dawno siedziała na podłodze, ja opierałam się o konsolę trzymając za brzuch a Julia oparła się o ścianę. Angusowi nie było tak do śmiechu.
Nagraliśmy jeden utwór i dalej nie doszliśmy, bo tak dobrze się dogadywaliśmy.
Nagle do studia wszedł Zayn i cała wesoła atmosfera chyba wyleciała przez otwarte drzwi.
- Amelie mogę cię prosić na sekundę?
Kiwnęłam głową.
Zamknął za mną drzwi.
- Co jest? - spytałam kiedy oparł się o ścianę na przeciwko.
- Przepraszam za tamto... - wbił wzrok w podłogę. - Poniosło mnie, nie.powinienem... jeszcze myśl, że Harry tego nie docenia...
Pokręcił głową i zagryzł wargę.
- Czego nie docenia? - spytałam.
- Nie mogę.
- Zayn co jest z tobą? Ostatnio jesteś taki...
- Dziwny, zmieszany, niespokojny, zagubiony? - podniósł głowę, przerwał mi i się uśmiechnął.
- Tak! Dlaczego?
- Słuchaj, nie mogę Ami.
Zapadła cisza.
- Mogę cię pocałować? - spytał nagle a moje serce szybciej zabiło.
- Zayn nie możesz tak po prostu mnie całować. - zaśmiałam się.
- Więc to nie jest tak po prostu tylko z okazji.... moich urodzin.
- Przecież nie masz dzisiaj urodzin.
- To prawda, są za 4 miesiące. - uśmiechnął się.
Jego usta złączyły się z moimi.
Nie odwzajemniłam pocałunku ale nie mogłam go odepchnąć... może sam fakt, że wiedziałam, że Zayn tym razem nie odejdzie mnie do tego zniechęcał.
- Obiecaj że już tego nie zrobisz... - poprosiłam patrząc prosto w ciemno brązowe oczy.
- Nie mogę. - pokręcił głową.
- Harry. - wypowiedziałam tylko to imię a Zayn stał się przygnębiony.
- Harry teraz chyba ma inne rzeczy na głowie. - odparł smutno i mnie przytulił. Zmarszczyłam brwi.
Pokręcił głową gdy to zauważył.
- Ufasz Harry'emu? - spytał cicho.
- Oczywiście że tak.
Odszedł ode mnie na kilka kroków.
- Kocham cię, Ami.
I odszedł jak najszybciej w stronę głównego holu.
Harry's pov.
Po kilku brutalnych, wcale nie czułych pocałunkach pokręciłem głową i usiadłem za swoim biurkiem. Moje włosy wyglądały jakby przeszedł po nich huragan, a w spodniach miałem już dość nabrzmiały problem, ale nie mogłem jej dotknąć.
Usiadła ze zdziwioną miną na sofie.
- Oj Styles, kiedyś byłeś najlepszy w te klocki, a potencja o ile wiem spada u facetów po czterdziestce, więc trochę ci brakuje.
Pokręciłem głową i zacząłem stukać palcami o blat.
Do gabinetu wparował Zayn. Był cały czerwony z jakby szałem w oczach.
- Tylko na chwilę, nie patrzę na was, nic nie słyszę, nie chcę się porzygać widząc jak Harry traci swój największy skarb na świecie. Fuj, ograniczcie jęki do minimum na tą sekundę. Nic nie widzę. Nic nie słyszę. - rozpoczął swój słowotok podnosząc ręce do góry i zwężając sobie pole widzenia. Zawsze tak robił, gdy ktoś do mnie przychodził. To znaczy kiedyś tak robił, zanim nie pojawiła się Amelie.
- Zayn nic nie robimy. - mruknąłem a on odsłonił oczy.
- Nie wliczając tej twojej erekcji. - warknął. - Przejrzałeś na oczy i zatrzymałeś to zanim zajdzie za daleko?
- Styles'a gryzą wyrzuty że zdradzi tą delikatną panienkę która pewnie po swoim pierwszym razie nie chce, bo bolało. - Caroline ucięła złośliwie udając, że ociera łzę. - Albo jeszcze mu dupy nie dała, bo się boi.
- Nie mów tak. - krzyknęliśmy jednocześnie z Zayn'em.
Spojrzałem na przyjaciela który jeszcze bardziej się zmieszał.
- Nie mogę Car. Nie chcę jej stracić.
- Spróbujemy jutro. - mruknęła i wyszła.
- Nareszcie gadasz jak człowiek. - prychnął Zayn siadając za swoim biurkiem. - Swoją drogą nie byłoby warto zainwestować w osobne gabinety?
- Aż tak mnie nienawidzisz?- zaśmiałem się.
- Nie. Nie chcę patrzeć na to jak stajesz się debilem.
- Co masz na myśli?
- Stary... ty masz Amelie!
- Wiesz co ja ostatnio myślałem? - zawahałem się i westchnąłem. - Że ona jest ze mną dla pieniędzy...
- Amelie? - gwałtownie wstał. - Człowieku, ona ma gdzieś twoje pieniądze!
Ciekawiło mnie dlaczego cały czas unika mojego wzroku.
Dodatkowo męczyło mnie napięcie w spodniach, chyba będę musiał sam sobie ulżyć...
- Ale ona mnie nie kocha, znudziła się mną.
- Dlaczego tak myślisz?
- Nawet nie chce ze mną... no wiesz... - zawahałem się. - Ściągnęła do domu swoją matkę... i w ogóle...
- To nie znaczy że cię nie kocha. - pokręcił głową.
- Dobra, wiesz co... idę do łazienki.
Wstałem i zasłoniłem krocze ręką starając się, żeby wyglądało to jak najbardziej naturalnie.
Odprowadził mnie śmiech Zayn'a.
Amelie's pov.
- I zaniosę jeszcze te faktury do technicznego. - odparłam. Keira kiwnęła głową. Wyszłam.
Na pierwszym piętrze spotkałam Harry'ego wychodzącego z łazienki.
Był dziwny.
- Co ci się stało?
Włosy miał podburzone, na czole kropelki potu a jego klatka piersiowa unosiła się szybko pod wpływem przyśpieszonych oddechów.
- Nic, musiałem... musiałem załatwić stojący problem. - odchrząknął.
Zmarszczyłam brwi.
- To kto ci tyłkiem przed nosem kręcił, że pojawił się ten problem?
- Nikt. Może przez brak tego, czego potrzebuję. - w jego głosie słyszałam pełno wyrzutów.
- Załatw sobie jakąś kochankę. - odparłam obserwując jak na jego twarzy pojawia się przez chwilę lęk.
- Uwierz mi, że chętnie bym to zrobił.
Auć.
- No to zrób! - krzyknęłam i zagryzłam wargę. - Proszę bardzo, rób co chcesz!
W tej chwili nie pomagało mi to, jak nade mną górował. Obserwował spokojnie, i czekał. Nie wiem na co.
- Na prawdę już ze mną skończyłaś?
- To ty skończyłeś... ty powiedziałeś, że chętnie poszedłbyś do kochanki.
- Amelie ja byłem zły, ja... - zaczął panikować. - Przepraszam, przepraszam do cholery, ja nie umiem bez ciebie żyć!
Spuściłam głowę i wtuliłam się w jego tors.
- Ja bez ciebie też nie umiem... ale proszę, nie mów nic o kochankach...
_______________________
Taki akcencik na 1 września xd
Lecę się szykować na rozpoczęcie (mam dopiero na 14, ygh).