niedziela, 28 września 2014

Rozdział 15

 - Jak się czujesz? - spytała mama lekko się uśmiechając.
- Średnio... - westchnęłam. Chciałam po prostu ryczeć, i dodatkowo głowa mi pękała.
- Dlaczego tak wcześnie wstałaś?
- Muszę iść do pracy.
- Harry prosił żebyś nie szła.
- To jasne. - zaśmiałam się. - Myśli, że przez te 9 miesięcy będę leżeć w łóżku.
- Troszczy się o ciebie... o was. - uśmiechnęła się.
Usiadłam na przeciwko niej i westchnęłam. Nie potrafię opisać co w tej chwili czułam. Przerażenie, lęk...
- Cieszę się, że nie zdecydowaliście się na aborcję albo adopcję... - zawahała się czy poruszać delikatny temat.
- To nie wchodziło w grę. Nie było takiej opcji. - pokręciłam głową.
Będzie cholernie ciężko, ale jeszcze gorzej byłoby żyć ze świadomością, że pozbyłam się niewinnego dziecka tylko i wyłącznie przez swoją samolubność. Dobrze wiem, że Harry zapewni mu idealne warunki, i sam się cieszy.
- Cieszę się, że wyszłaś na prostą po tym wszystkim... - ścisnęła moją dłoń.
- Prostą bym tego nie nazwała... - mruknęłam.
- Masz cudownego partnera, pracę, dziecko.
- Wróciłem! - usłyszałam krzyk Harry'ego. Stanął w drzwiach w tym swoim płaszczu, koszuli, niedbale odgarniętych włosach. Uśmiechnął się szeroko i pocałował w policzek, a ja miałam znowu motylki w brzuchu.
- Przywiozłem kogoś, ale ten ktoś boi się że będzie przeszkadzać i czeka na podjeździe. - odparł uśmiechając się.
- Dylan? - spytałam już chyba znając odpowiedź.
Pokiwał głową.
- Jeśli go nie przekonasz, że nie będzie przeszkadzał to będę musiał kolejny raz przebijać się przez miasto żeby go odwieźć.
- Już do niego idę. - zaśmiałam się. - Zostaje na długo?
- Nie wiem. Na tyle ile będzie chciał. - wzruszył ramionami.
- Skarbie! - krzyknął gdy wyszłam z kuchni. - Płaszcz.
- Harry, bez przesady.
- Płaszcz.
Westchnęłam i narzuciłam zrezygnowana sweter.
Pchnęłam ciężkie drzwi i znalazłam się w osłoniętej bluszczem altanie. Dylan stał przy bramie na końcu długiego podjazdu.
Uparty tak jak braciszek.
Owinęłam się szczelniej swetrem gdy poczułam zimny powiew. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jedną ręką osłaniam brzuch. No ładnie, ten instynkt zaczyna mnie przerażać.
- Zmarzniesz. - uśmiechnęłam się do niego.
- Nie... Otworzycie mi bramę? Wrócę do domu sam.
- Daj spokój. Nie będziesz nam przeszkadzał, nigdy nie przeszkadzasz. - położyłam rękę na jego ramieniu.
Widziałam jak się waha.
- Chcesz, żebym tu stała z tobą i marzła, przeziębiła się, i potem dziecko mogłoby mieć problemy?
- Dobra, dobra. - zaśmiał się. - Idę.
- Nareszcie dobra decyzja.

Czułam na sobie wzrok Harry'ego. Udawał że pracuje i podpisuje dokumenty, ale tak na prawdę ciągle podnosił wzrok. Spróbowałam skupić się na książce, ale kątem oka wciąż widziałam, że czujnie mnie obserwował.
- Wszystko dobrze?
- Tak. - przewróciłam oczami.
- Jesteś blada.
- Wydaje ci się.
- Może wyżej nogi?
- Harry! - krzyknęłam nie mogąc już wytrzymać. - Wiem, że się starasz, ale na prawdę nie ułatwiasz mi tego gówna!
- Przepraszam. - westchnął i wstał od biurka. - Jesteś na mnie zła?
Znowu poczułam łzy w oczach.
Usiadł obok mnie i owinął ramionami masując plecy.
- Strasznie się boję. - odparłam a potem nie mogłam już powstrzymywać szlochu. Przecież ja będę tragiczną matką... To mnie już przerasta.
- Damy jakoś radę. - wymruczał.
- Nie, Harry. - załkałam w jego koszulę.
- Ami proszę cię... nie płacz. - jego głos się załamał i czułam jak jego serce bije przyspieszonym rytmem.
Obdarzałam pocałunkami jego szyję, słysząc co chwilę jego gardłowe mruknięcia. Musnęłam wargami jego wrażliwe miejsce na końcu szczęki.
A jeśli mnie zostawi?
Bo będę nieatrakcyjna, okropna...
- Kocham cię...
Przytulił mnie mocniej.
- Może jednak lepiej będzie jeśli to dziecko oddamy do adopcji? - wyszeptałam nieśmiało.
Spojrzał się na mnie uważnie. Nie mówił nic, tylko patrzył. Nie mogłam go rozgryźć. Jego oczy błyszczały i lekko je zmrużył, a usta drżały.
- Nie mogę ci narzucać swojego zdania, bo to nie ja będę się męczyć z ciążą i tym wszystkim... - odchrząknął, ale widziałam jak z całej siły powstrzymuje jakiś wybuch zaciskając pięści. - Na prawdę byś tego chciała?
- Nie wiem, ja...
- Masz wolną rękę.. - wstał i westchnął. - Tylko proszę, nie aborcja...
Odgarnął włosy i usiadł za biurkiem. Teraz podpisywanie dokumentów szło mu automatycznie. Co jakiś czas przecierał oczy, i wyraźnie był przygnębiony.
- Ale ty chciałbyś je wychować, prawda? - spytałam cicho.
- To nie ma znaczenia. - odpowiedział wolno. Cała jego postawa była zrezygnowana.
- Har...
- Tak, Amelie. - przerwał mi. - Chciałbym się nim opiekować, kochać tak, jak na to zasługuje i stworzyć mu rodzinę, ale to nie ma sensu jeśli będziesz przez to cierpieć. Zajrzę do tej fundacji o rodzinach zastępczych.
Wyszedł trzaskając drzwiami.
 Harry's pov.
To bolało, tak cholernie bolało.
Tępym wzrokiem przeszukiwałem stronę tej jebanej fundacji.
"Odpowiednia rodzina, na odpowiednim miejscu. Zapewnij godną przyszłość dziecku. Dopasuj wymagania i szukaj"
Sam potrafiłbym zapewnić wszystko temu dziecku...
Przecież ja nie dam rady oddać go nikomu obcemu...
Tak jak na scenach w filmach. Dziecko się rodzi, i lekarze nie dają go matce, tylko kobiecie która stoi obok. Cholera, będę wtedy ryczeć...
- Harry? - usłyszałem niepewny głos Amelie.
Nie miałem ochoty na rozmowę z nią. Po prostu muszę odpocząć.
- Nie wiedziałam, że ty na poważnie z tą fundacją.. - zawahała się.
- Nie pozwolę, żeby trafiło do jakichś ćpunów bez kasy. - mruknąłem i poczułem ukłucie gdzieś w środku.
- Ja też nie mogłabym go oddać Harry, po prostu się boję...
Podszedłem do niej i znowu ją przytuliłem. Wydawała się taka mała, krucha i delikatna.
- Jakoś sobie poradzimy...
___________________________
Przepraszam za lekką obsuwkę z czasem, ale mam "Zombie nights" xd W skrócie w mojej szkole każda klasa może sobie kiedy chce ustalać terminy, dogadać się z dyrektorką i mieszkać z wychowawcą przez weekend w szkole xdd W sensie że w piątek po lekcjach normalnie do domu, wracamy do szkoły o 17 - 18 i tam śpimy, w sobotę możemy wyjść z niej między 12 a 16 i znowu w niej śpimy, i tak koło 12 w niedzielę wracamy do domku :)
To jest mega straszne bo sami w pustej, ciemnej szkole, ale jednocześnie super xd W klasie kinowej oglądamy filmy i takie tam.
No, mam nadzieję że mi wybaczycie i zrozumiecie. Ledwo się wyrwałam do sali informatycznej żeby rozdział opublikować xd
Co do komentarzy to pod poprzednim rozdziałem było bardzo dużo, więc widzę że możecie, ale potrzebujecie motywacji :D

min. 9 komentarzy = następny rozdział :)





9 komentarzy:

  1. Super! Jak by oddali to dziecko do adopcji to chyba bym się załamała :'(.

    OdpowiedzUsuń
  2. poplakalam sie ewww
    oby nie oddali tj malej kruszynki

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli oni oddadzą dziecko to ja się potne o. Konoiec kropka będą szczęśliwą rodziną czy chcą czy nie bo ja tak mówie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. oni nie moga oddac tego dziecka, to owoc ich milosci

    OdpowiedzUsuń
  5. jak oni oddaca to dziecko to zajebie, istnie zajebie

    OdpowiedzUsuń
  6. polamie jej lapy eww, ona nei mzoe oddac malej/malego stylesika

    OdpowiedzUsuń
  7. poplakalam sie ewwwwwww. ona go nie moze eww

    OdpowiedzUsuń
  8. coz, zaskoczyl mnie ten rozdzial hmmmm, nigdy nie komentowalam, ale chyba zaczne
    nn

    OdpowiedzUsuń