Leżałem i nie mogłem zasnąć. Cisza i ciemność panująca w sypialni trochę mnie uspokajała. Czułem równy, nie zakłócony już szlochem oddech wtulonej we mnie Amelie. Sam nie wiem, ile już minęło od czasu gdy się położyliśmy. Każda minuta była teraz dla mnie wiecznością, więc straciłem rachubę czasu. Spojrzałem w okno. Wiatr lekko kołysał smukłymi gałęziami drzew w ogrodzie. Liście brzozy delikatnie szumiały, ale po za tym wszystko było uśpione. Światło w częściowo zasłoniętym choinkami oknie sąsiadów się nie paliło. Kwiaty w skalniaku przynajmniej z mojej, leżącej perspektywy zwinęły płatki i jakby się skuliły. Miałem wrażenie, że moje serce przestało pracować z chwilą, gdy Amelie tylko kiwnęła głową, ale przecież żyję...
Brunetka drgnęła lekko, wymruczała coś i poprawiła się na moim torsie.
Była spokojna... chociaż teraz.
Wcześniej cały czas płakała, mówiła że nie damy rady, i przez to wszystko czułem się jeszcze gorzej.
Coraz bardziej mnie to przygniatało. Jeśli to dziecko już jest, nie możemy tego cofnąć... chciałbym być pewien, że będzie szczęśliwe, że damy radę pokochać je tak, jak na to zasługuje, bo przecież nie jest niczemu winne że... że jest...
Westchnąłem. Ja ojcem?
To niemożliwe...
Ja nie mam podejścia do dzieci, nie lubię dzieci, i w ogóle tak jakoś...
Ja i dzieci to dwa, nie pasujące do siebie słowa.
- O czym myślisz? - drgnąłem wystraszony gdy nagle usłyszałem jej głos. Spojrzałem w jej oczy. Te, w których za każdym razem tonąłem.
- O tym wszystkim...
- Wiem, że chciałeś zupełnie innego życia, więc mogę... - zawahała się. - mogę wyjechać gdzieś... a ty wrócisz do normalności.
Nie wierzę, że to powiedziała.
- Chyba sobie żartujesz. - usiadłem gwałtownie. - Byłbym ostatnim chujem, gdybym cię zostawił! Nie mógłbym tego zrobić... i nigdy bym nie chciał, nigdy by mi to nie przyszło do głowy...
- Zawsze masz wyjście.
- Nie, Ami.
- Chciałabyś chłopca czy dziewczynkę? - spytałem po chwili ciszy.
- Harry to jest na prawdę ostatnia rzecz, o której w tej chwili myślę... - westchnęła.
- Ale pomyśl. - podparłem się na ramieniu i zacząłem się bawić jej włosami. - Ja chciałbym dziewczynkę.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Zawsze chciałem mieć córkę... Jeśli już.
- Ty? - parsknęła i po raz pierwszy zauważyłem w jej oczach rozbawienie.
- Tak. - pokiwałem głową uśmiechając się.
- Nie wiem jak my sobie damy radę... - westchnęła.
- Mamy dom, czego jak czego, ale pieniędzy nam nie brakuje... i przede wszystkim się kochamy, to nie może być dla nas przeszkoda... powinniśmy się cieszyć.
- Mówisz tak, jakbyś był szczęśliwy przez to co się stało.
- Bo jestem. Cholernie się boję, że nie sprawdzę się jako ojciec, ale też się cieszę. - mówiąc to delikatnie dotknąłem jej brzucha. "Za wcześnie, żebyś coś wyczuł, debilu".
- Może nie będzie tak źle... - wyszeptałem po chwili.
- Nawet jak będę gruba, spuchnięta i ociężała?
- Zawsze będziesz najpiękniejsza.
Znowu ujrzałem na jej twarzy cień uśmiechu.
- Ale nie możesz ciągle płakać. - wyszeptałem i zbliżyłem się do niej, nasze wargi dzieliły milimetry. - Bo dziecko będzie nieszczęśliwe.
Musnęła moje usta i momentalnie pocałunek przemienił się w coś większego, bardziej namiętnego.
- Śpij skarbie. Musisz teraz się oszczędzać.
Dźwięk budzika właśnie rozrywał mi głowę i najchętniej bym go zignorował, ale w trosce o to, żeby Amelie się nie obudziła poderwałem się i jak najszybciej go wyłączyłem. W drodze do łazienki potknąłem się o nogę od ławy zrzucając przy tym z niego wazon robiąc jeszcze większy hałas. ,,No nie ma co, to dziecko będzie miało zgrabnego ojca" Zachichotał kpiąco głos w mojej głowie.
Szybki prysznic, jedno spojrzenie na piękną, spokojną twarz mojego skarbu i wyszedłem z sypialni zamykając cicho drzwi.
Jej matka jak zwykle nie spała i siedziała przy stole w kuchni. ,,Kto normalny nie śpi o tak cholernie wszesnej godzinie?!"
- Dzień dobry. - odparłem jeszcze bardziej bojąc się spojrzeć jej w oczy, sam nie wiem dlaczego, ale ta cała sytuacja z zapłakaną Amelie gdy mówiła jej, że jest w ciąży... to na pewno nie przedstawiało mnie w dobrym świetle.
- Dzień dobry, Harry. Tak wcześnie do pracy? Wrócisz na obiad, żebym mogła coś przygotować? - zaczęła się codzienna lawina pytań.
- Jadę do szpitala na badania, potem mam spotkanie na mieście, i dalej nie wiem. Na pewno w okolicach dwunastej tutaj zajrzę, i mogę zostać na obiad. - zająłem się przygotowaniem kawy. - Mogłaby pani przypilnować, żeby Amelie nie jechała do pracy? Prosiłem ją, żeby wzięła sobie wolne, ale nie zawsze mnie słucha.
- Mnie też nie słucha. - zaśmiała się, i nawet ja się uśmiechnąłem na to, jak bardzo moja narzeczona była uparta i niezależna. - Ale spróbuję.
Szybko wypiłem kawę, pożegnałem się i wbiegłem do garażu. Dlaczego ja zawsze muszę być spóźniony?
- Dzień dobry. - odchrząknąłem gdy wszedłem do gabinetu. Nerwowo bawiłem się kluczykami od samochodu.
- Witam, panie Styles, niech pan siada. - lekarz jak zwykle miał opanowany, nie zdradzający niczego ton głosu. Zająłem miejsce na przeciwko niego. Teraz rozumiem jak muszą się czuć ludzie którzy przychodzą do mnie w różnych sprawach. To jest po prostu masakra.
- Muszę panu powiedzieć, że nie spodziewałem się takich wyników. - zaczął splatając ręce na blacie biurka.
- Tak? - nerwowo przełknąłem ślinę. - To znaczy... pogorszyło się?
Próbowałem odczytać coś z jego mimiki twarzy, ale koleś zdawał się być wyprany z jakichkolwiek emocji, przynajmniej w tej chwili.
- Wręcz przeciwnie. - mówiąc to wstał i podniósł pod światło zdjęcie rentgenowskie.
- To znaczy? - zapytałem ponownie. Bałem się, bałem jak cholera, bo teraz musiałem żyć nie tylko dla Ami, ale też dla dziecka... ja ojcem... Boże.
- To znaczy, że nie ma przerzutów, i kwalifikuje się pan na jak najszybszą operację. - zaczął po chwili. - Nie spodziewałem się, że wypuszczenie pana do domu będzie tak dobrym pomysłem.
Dopiero teraz zauważyłem w kącie pielęgniarkę, która uważnie mi się wpatrywała. Cholera, nie wiem czemu ale wszystko mnie dzisiaj denerwuje, a przecież to Amelie jest w ciąży.
- Czyli... - zawahałem się. - Wracam do żywych, tak?
- O ile operacja nie przyniesie komplikacji.
- To znaczy? - skrzywiłem się.
- To ryzykowny zabieg, prowadzony blisko serca. Guz jest bardzo rozrośnięty, i istnieje ryzyko powikłań.- odpowiedział spokojnie.
- No dobrze... - odchrząknąłem znowu. - A kiedy mogłaby się odbyć ta operacja?
- W miarę możliwości jak najszybciej, myślę, że pod koniec przyszłego tygodnia. Teraz prosiłbym żeby zdjął pan koszulę, zobaczę, czy nie ma szmerów w płucach.
Rozpinanie guzików zdecydowanie nie jest łatwe roztrzęsionymi rękami. Cholera, facet nie zdawał sobie sprawy ile mam teraz do stracenia. Gdybym był kawalerem byłoby mi wszystko jedno.
Powstrzymywałem chichot gdy zauważyłem, że pielęgniarka zagapiła się na mój odsłonięty tors.
"Zajęty, bejbe"
- Wszystko w porządku. - ocenił. Zadzwonię do pana i poinformuję o operacji, a na razie to tyle.
Z ulgą opuściłem szpital. Przy samochodzie zauważyłem moją siostrę, tak jak się umawialiśmy.
- No hej, brat! I jak? - zasypywała mnie pytaniami rzucając mi się na szyję.
- Operacja w przyszłym tygodniu.
- To chyba dobrze nie? - uważnie mi się przyjrzała. - Wyglądasz jakby coś się stało.
- Bo stało się, i to dużo. - zaśmiałem się.
Otworzyłem jej drzwi od samochodu i sam wsiadłem od drugiej strony.
- Masz nadal przerzuty?
- Nie. Operacja może mieć komplikacje, jeśli już zagłębiamy się w ten temat, ale teraz to mój najmniejszy problem. - odpaliłem samochód.
- Coś z Amelie?
- W pewnym sensie. - uśmiechnąłem się.
- Człowieku, czy ty musisz gadać zagadkami? - krzyknęła czym tylko pogłębiła mój śmiech.
- Czyli jedziemy teraz po Dylana, a potem do rodziców? - spytałem ignorując jej pytające spojrzenie.
- Zaraz się rozmyślę i nie pojadę do tego wstrętnego domu, jak mi nie powiesz co z Am. - zaszantażowała, a w jej głosie słyszałem satysfakcję.
- Ta wiadomość może cię zwalić z nóg. - zacząłem wyjeżdżając ze szpitalnego parkingu.
- Dawaj.
- Możesz zacząć się dusić.
- Nie takie rzeczy się już robiło.
- Wymioty.
- Jestem w twoim samochodzie, więc to twoja tapicerka ucierpi. - uśmiechnęła się szeroko.
- Uczucie starości.
- Daj spokój, i tak już... co? - miałem wrażenie, że jej oczy za chwilę wylecą z orbit. - Mów, a nie się ze mnie nabijasz, nie zapominaj kto tu jest starszy!
- Może i jestem młodszy, ale z pewnością wyższy, większy i silniejszy, więc taka pchła jak ty nigdy mi nie da rady. - wytknąłem język.
- Spadaj. Mów co jest.
- Dobra, ale nie mów potem że nie ostrzegałem. Amelie jest w ciąży. - wypaliłem.
Próbowałem się skupić na drodze, ale jednocześnie nie chciałem przegapić reakcji siostry. Kątem oka obserwowałem jak opiera się o fotel i rozszerzonymi oczami wpatruje się gdzieś przed siebie.
- O mamuniu. - wydukała. - Będę ciocią! Jejku braciszku! - rzuciła się na mnie piszcząc.
- Zaraz skończymy w rowie, Gem.
- O kurde...
Podjechaliśmy pod szkołę Dylan'a. Czekał już przy płocie i rozmawiał z jakąś dziewczyną. Moja krew.
Podbiegł do samochodu i wsiadł na tylne siedzenie, wrzucając przed tym plecak do bagażnika.
- Ej ej, delikatnie z moim samochodem! - krzyknąłem uśmiechając się jednocześnie.
- Dylan, padniesz jak ci coś powiem! - odparła Gemma gdy ruszyliśmy, wciąż jeszcze w niezłym szoku.
- Już się boję.
- Będziesz wujkiem.
Parsknąłem słysząc podniecony głos siostry. Taki dzieciak wujkiem.
- Jesteś w ciąży? Myślałem, że nikogo nie masz... - zawahał się.
- Nie jestem w żadnej ciąży, człowieku. - Gemma puknęła się w czoło.
- Że niby Harry?! - Dylan zaczął się głośno śmieć i ledwo łapał powietrze. - Serio siostra, ten żart ci się nie udał. Harry i dzieci. Dobre. - chichotał.
Uśmiechnąłem się, kątem oka widząc bezradność Gemmy.
- Ale ja prawdę mówię! Amelie jest w ciąży! - nie poddawała się.
- Nie jestem głupi.
- To prawda. - odparłem spokojnie.
- Jeśli mnie nabieracie, to przysięgam, nie odzywam się do was. - powiedział niepewnie.
- Może wystarczającym dowodem będzie to, że za kilka dni przyjedziemy do was z Ami powiedzieć to rodzicom. - powiedziałem znowu się uśmiechając.
- Ale... o matko... - w lusterku widziałem jak przeczesuje ręką włosy, dokładnie w ten sposób jak ja gdy się denerwuję. Po chwili uśmiechał się szeroko, tak samo jak Gemma, która po tej wiadomości wpadła w jakiś szał i nadmiar szczęścia.
Ja też się cieszyłem.
Szkoda tylko, że nie mogliśmy oddać chociaż trochę naszego szczęścia załamanej Ami... To dręczyło mnie najbardziej.
__________________________
Statystyki tego bloga w wyświetleniach komentarzach... pozwólcie że zacytuję Gemme "o mamuniu!" :D
Bardzo, bardzo wam dziękuję.
Dodatkowo skończyłam już pracę nad zwiastunem 3 części. Nie wiem, czy wstawić go za kilka rozdziałów, czy dopiero gdy skończymy tą część, jak myślicie?
Zanim bym go wstawiła na pewno muszą się wyjaśnić sprawy ze zdrowiem Harry'ego, żebym nie sugerowała nim jak skończy się ta operacja, bo może być różnie xd
Love ya <3
U huhuhuh Harry się cieszy wszyscy się cieszą i wgl. ;d
OdpowiedzUsuńojeju mam nadzieje, ze bedzie zyl bo w koncu BEDZIE OJCEM
OdpowiedzUsuńkhfjdsf chce, zeby urodzil sie juz ten maly bobas
ciesze sie, ze oni sie ciesza XD
czekam na nn
Harry dylan i meg som hepi to ka tesh
OdpowiedzUsuńJak harry nie przezyje tej operacji to obiecuje, ze sie zabije
OdpowiedzUsuńnie rób mi tego! :((( :D
Usuń