wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 23

Okropny ból przeszył moje ciało, i zmusił mnie do otworzenia zmęczonych oczu.
Odruchowo ręce powędrowały na brzuch, w poszukiwaniu jakiejś marnej ulgi.
Po chwili znowu to wróciło.
Zacisnęłam oczy i starałam się zdusić krzyk, a w raz z nim napływający lęk. Zacisnęłam ręce na kołdrze i z bólem się podniosłam.
Za trzecim razem spojrzałam w stronę śpiącego obok chłopaka. Jego oddech był równy i spokojny.
Wrócił z konferencji bardzo późno, i tak bardzo jak nie chciałam go teraz budzić musiałam to zrobić.
- Harry... - mój głos zdawał się być cholernie rozpaczliwy.
- 2 minutki... - mruknął i przewrócił się na drugi bok ziewając.
- Harry! - z całej siły starałam się powstrzymać łzy przy kolejnym skurczu.
Za wcześnie...
Kolejne zaspane mruknięcie wydobyło się z jego ust.
- Harry... zaczęło się... - dałam upust łzom, ból zaczął paraliżować moje ciało.
- Co? - poderwał się przecierając oczy. - Cholera jasna, Ami...
Mimo ciemności panującej w sypialni mogłam zauważyć jak bardzo zbladł.
- Co? Przecież... - zaczął chodzić w kółko po sypialni chwytając się za głowę. - To za wcześnie, za wcześnie...
- Szpital. - udało mi się wydusić.
- Tak! Szpital! - wybiegł z pokoju.
- Harry! - zawołałam ocierając łzy.
Pojawił się zdyszany w drzwiach pokoju.
- Załóż... - skrzywiłam się przy kolejnym napływie bólu. - ...spodnie.

Harry's pov.
- Już naprawdę niedługo, skarbie. - pielęgniarka mówiła spokojnym głosem głaszcząc włosy Ami. Ja od dłuższego czasu nie potrafiłem wydusić słowa, i jedyne co mogłem dać od siebie to pozwalać Amelie łamać moje palce przy kolejnych skurczach. Właściwie to już przestałem to czuć, a jedyne co jeszcze do mnie docierało to jej płacz.
- Teraz musisz dać z siebie wszystko... jeszcze tylko kilka razy. - druga pielęgniarka postanowiła chyba jeszcze bardziej mnie zestresować. Twarz mojej księżniczki skrzywiła się, zbladła a moje palce znowu zostały zmiażdżone z niebywałą siłą. Ciszę rozdarł jej pełen bólu jęk, a ja miałem ochotę coś sobie zrobić z tej jebanej bezradności, że nie mogę jej w żaden sposób ulżyć.
- To za wcześnie... - wychrypiałem chyba bardziej do siebie. W moim ciele szalał huragan, a serce chyba nie biło.
- Proszę się nie martwić, nie ma takiej potrzeby.
Kilka minut pełnych płaczu i krzyku później na sali rozległ się cichutki płacz.
- 10 grudnia, 5:34. - głos lekarza obwieścił zmianę w moim życiu.
 Zwykle noworodki obwieszczają swoje przybycie na świat wrzaskiem, zamieszaniem, domagając się uwagi wszystkich na sali, ale moja córeczka zapłakała ledwo słyszalnie a potem ucichła. Lekarz i pielęgniarki zaczęli biegać wokół małego ciałka ułożonego na jakimś urządzeniu. I dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że naprawdę mogę ją stracić... oczy niebezpiecznie zapiekły, a niepokój sparaliżował ciało. Spojrzałem na Amelie jakby w poszukiwaniu jakiegokolwiek wsparcia.
Blada twarz, wymęczona twarz z sińcami pod oczami po wielogodzinnym wysiłku i bólu, włosy w nieładzie przylepione do spoconych skroni, oczy błyszczące, ale jednocześnie pozbawione zawsze towarzyszącego im radosnego blasku. Ucałowałem wierzch jej dłoni jednocześnie modląc się, żeby najgorsze sny pozostały jedynie snami. Tak nie powinno być. Ami powinna płakać ze szczęścia trzymając wrzeszczącego noworodka, a ja powinienem być w tej chwili najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Jedna z osób oddaliła się od zamieszania i podeszła do nas.
- Co się stało? - spytała szybko Amelie. Próbowała się podnieść, zobaczyć, co się tam dzieje, ale pielęgniarka ją powstrzymała.
- Musisz teraz odpoczywać skarbie. Nie denerwuj się, bądź dobrej myśli. I się nie podnoś, jesteś na silnych lekach przeciwbólowych.- powiedziała spokojnie.
- Jak mamy do kurwy nędzy być spokojni?! - nie wytrzymałem.
Lekarz odwrócił się w naszą stronę z małym zawiniątkiem w rękach. Położył je na chwilę na piersiach Amelie. Rozpłakała się i roztrzęsioną ręką dotknęła malutkiej główki.
- Z dziewczynką wszystko w porządku. Musimy panią przebadać. A potem odpoczynek. - zabrał jej dziecko i zwrócił się do mnie. - Pan jest ojcem?
Pokiwałem głową.
Podał mi mój skarb. Usiadłem na krześle przy łóżku. Nagle cały świat przestał istnieć, gdy spojrzałem na duże, szare oczka. Była taka spokojna, tak malutka, że nawet mnie to przerażało. Mieściła się razem z grubym kocykiem w moich dłoniach. Tak niewinna i bezbronna... I przypomniało mi się to, co dręczyło mnie właściwie przez cały czas od kilku miesięcy: musiałbym ją oddać. Podać w ręce komuś innemu.
Ale była tu, była moja. Miałem ochotę ją przytulić, ale bałem się, że coś jej zrobię. Poruszyła się lekko. Roztrzęsioną ręką dotknąłem puszystych, czarnych włosków. Zakochałem się. Znowu.
Miałem ochotę skakać ze szczęścia, jednocześnie chyba płakałem, wariowałem. Gdyby nie Amelie na mojej drodze moje życie byłoby tak nudne... inne.
Nie trzymałbym w rękach małej, ślicznej istotki, siedziałbym pewnie w biurze albo na kolejnej imprezie kończąc kolejny kieliszek, przekonany że moje życie jest świetne. Albo już by mnie nie było, bo nie mam pojęcia jak skończyłaby się ta cała choroba gdybym nie miał dla kogo walczyć.
- Panie Styles? - podniosłem głowę w stronę głosu który wyrwał mnie z myśli. - Musimy przewieść Amelie na salę, jeszcze kilka badań i córeczka też tam trafi, ale na razie musi pan ją oddać. - zaśmiała się.
- A... mogę jej zrobić zdjęcie? I co z Amelie? - nagle tyle wątpliwości... jakiegoś lęku napłynęło do mojej głowy. Ale byłem i tak cholernie szczęśliwy. Najlepszy dzień w moim życiu.
- Oczywiście. - uśmiechnęła się i spokojnie poczekała aż roztrzęsionymi rękami wyjmę telefon. Była przyzwyczajona do świeżo upieczonych ojców, którzy totalnie się zagubili. - Będzie mógł pan porozmawiać z narzeczoną za chwilę. Na razie proszę poczekać na korytarzu.
Pokiwałem głową i nadal nie bardzo kontaktując z rzeczywistością wyszedłem z dusznej sali.
Oparłem się o ścianę i odchyliłem lekko głowę.
Jestem ojcem. Naprawdę jestem ojcem.
Wyciągnąłem znowu telefon i uśmiechnąłem się do małej osóbki na zdjęciu.
Wyszukałem numer Zayn'a - mało obchodziło mnie to, że jest 5 rano.
- Na miłość boską, Harry! Wcześniej pomyślałbym, że jesteś nachlany na jakiejś imprezie, ale teraz...- ziewnął. - Co ty do cholery wyprawiasz? Ludzie chcą spać!
- Jestem naćpany. - powiedziałem dziwnym głosem. Może rzeczywiście byłem?
- Co? - w słuchawce rozległ się jakiś szum. - Stary, jeśli zrobiłeś coś głupiego, nie będę...
- Nie zrobiłem nic głupiego! Raczej coś pięknego... - zaśmiałem się. Mój mózg chyba się ode mnie odciął. Ale to była prawda - moja córeczka była prześliczna.
- Jest 5 rano, nie baw się ze mną Harry. Po co dzwonisz? Widzimy się w biurze za 2 godziny. - powiedział, a zaraz później usłyszałem głos Keiry.
- Zayn, ja mam córkę! - wydusiłem to z siebie i znowu fala dreszczy przebiegła przez moje ciało.
- Co?! Boże, Amelie urodziła? Naprawdę?! Poczekaj, włączę cię na głośnik... - rozległ się jego podekscytowany głos, a potem pisk Keiry.
- O mamo, kiedy?! Wszystko dobrze? Przecież to za wcześnie! Dziewczynka czy chłopiec? Zdjęcie! jak się czuje Amelie?! - zasypywali mnie na zmianę pytaniami.
- 15 minut temu zostałem ojcem, mój mózg zrobił sobie wolne, poczekajcie! - zacząłem się śmiać.
Odchrząknąłem i przybrałem poważny ton głosu.
- Suzanne Styles, urodzona 10 grudnia o 5:34. Zdjęcie za chwilę wyślę. Ami badają, ale chyba wszystko dobrze. Mam nadzieję. - zacisnąłem pięści, nawet nie wiem czemu. Nie mogłem jej stracić.
- Możemy przyjechać do szpitala?
- Nie wiem. - parsknąłem. - Chyba tak. Nie gadałem z lekarzem, zajmował się małą a teraz Ami, nie chcę się wtrącać.
- W tej sytuacji jesteś osobą z dalszego planu, biedny Styles. - Zayn zaczął się ze mnie śmiać. - Szykujemy się i przyjeżdżamy. Tylko tam nie zemdlej.
Automatycznie wybrałem potem numer Gemmy.
- Czy ciebie do reszty pojebało? - usłyszałem jej wnerwiony głos i zacząłem się śmiać. - Jesteś nienormalny, i przysięgam, że jeśli dzwonisz z głupotą to już nie żyjesz i lepiej mi się na oczy nie pokazuj, dzwoni o 5 rano i jeszcze się śmieje, no ja po prostu...
- Jesteś ciocią. - przerwałem jej.
Chyba zaczęła się krztusić.
- Co?
- Amelie urodziła. - duma za chwilę mnie rozsadzi.
- Ale termin miała chyba za... miesiąc? Wszystko dobrze?
- Chyba tak.
- Jak zwykle nic nie wiesz. - mruknęła, ale zaraz potem zaczęła wariować.
- Mogę przyjechać po pracy? Z Amelie wszystko dobrze? Jak jej daliście na imię? O mamo!
- Lekarz idzie, muszę kończyć. - powiedziałem na widok mężczyzny i pielęgniarek wychodzących z sali, i nieźle się przestraszyłem na widok jego grobowej miny. Rozłączyłem się ignorując jej protesty.
Spojrzałem się na niego.
- Wszystko bardzo dobrze. - powiedział a ja odetchnąłem z ulgą. - Może pan już do nich wejść. Tylko proszę dać odpoczywać pani Evans, jest wykończona.
Pokiwałem głową i wszedłem na salę. Cały zamęt, bałagan, ręczniki i różne przedmioty zniknęły. Teraz okna zostały odsłonięte, światło zgaszone, było cicho, a jeszcze kilka minut temu był taki hałas.
Amelie leżała na łóżku i trzymała Sue. Widać, że była zmęczona. Oczy jej się przymykały, a ruchy były powolne.
Uśmiechnęła się do mnie. Podbiegłem do niej nie chcąc tracić ani sekundy i wpiłem się w jej usta.
Kocham ją. Ja ją tak cholernie kocham...
Starła łzę z mojego policzka.
- Musisz odpoczywać. - wyszeptałem zakładając jej włosy za ucho.
Chwilę później siedziałem na krześle obok łóżka trzymając znowu w rękach małą osóbkę zawiniętą w gruby, puszysty kocyk. Chciałem spojrzeć jeszcze raz na jej śliczne oczka, ale były zamknięte. Spała. Oddychała szybko, ale jednocześnie tak spokojnie. Amelie też już zasnęła. Chwyciłem jej rękę i pocałowałem gładką skórę.
Zasłużyłem na to całe szczęście?
__________________________________________________
KNUŁAM OD POCZĄTKU 2 CZĘŚCI JAK ZROBIĆ, ŻEBY TEN ROZDZIAŁ PRZYPADŁ W ŚWIĘTA, ŻE NIBY TAKA KOCHANA JESTEM I MAM DLA WAS PREZENT XD
Powinnam go raczej wstawić w wigilię, ale jutro totalnie nie mam czasu na komputer (rodzinka, zakupy, rodzinka, i tak dalej) a dzisiaj jeszcze chwilę znalazłam.
Ten rozdział jest dla mnie taki szczególny, jak go pisałam to ciągle coś zmieniałam żeby wyszedł dobrze hahah
Mam nadzieję, że się Wam podoba.

Limitu komentarzy nie ma, ale z okazji świąt może każdy zrobiłby mi niespodziankę i skomentował :D ? Zdam się na Wasze dobre serce :D

Następny rozdział na pewno nie pojawi się w święta, bo chcę po prostu spędzić ten czas z rodziną i kotem xd

To jak? Do zobaczenia po świętach! <3

Jeszcze raz wesołych! xx




6 komentarzy:

  1. plakalam czytajac ten rozdzial, aj słer
    genialny
    wesolych swiat i szczesliwego nowego roku

    OdpowiedzUsuń
  2. Jdjshsya Ami urodzila, placze

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahhh czuje się jak nowo upieczona ciocia!! Ami urodziła!! Kur*a miałam nie przeklinać w święta, ale sie nie da bo tak się cieszę!!! Kocham <3 I Życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku !!! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Więcej i więcej <3<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kfhsfys urodzila

    OdpowiedzUsuń