niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 21

Przesuwałem palcami po miękkiej skórze brzucha Ami. Gdy rozłożyłem na nim całą dłoń, poczułem delikatne uderzanie, i w tamtym momencie się rozpłynąłem. Pochyliłem się nad nią i ustami muskałem napiętą skórę w miejscach, gdzie pojawiały się małe wybrzuszenia. To dziecko już nie dawało Amelie spokoju swoją ruchliwością, i na prawdę boję się, co będzie w przyszłości.
- Pożegnaj się z tatusiem kochanie. - powiedziałem cicho obserwując jak zafascynowany, jak Ami dotyka swojego brzucha, a po chwili w tych samych miejscach pojawiają się malutkie zarysy rączek. - Muszę jechać do pracy. - powiedziałem już głośniej, bo zwracałem się też do mojej księżniczki.
Chciałem po prostu musnąć jej usta, narzucić na ramiona płaszcz i dołączyć do codziennego wyścigu szczurów, ale czy można mnie winić, że gdy tylko dotknąłem jej ust zapragnąłem więcej?
- Nie chcę was zostawiać. - mruknąłem niezadowolony, jeszcze raz ją przytuliłem i sięgnąłem po kluczyki od auta. W końcu muszę to jakoś przecierpieć.

Nawet poranny korek, w którym codziennie tracę 3 godziny życia nie strącił uśmiechu z mojej twarzy. Cholera, zwariowałem.

- Dzień dobry,  panie Styles. - usłyszałem przywitanie portiera, który zawsze cholernie mnie wkurzał. Opowiedziałem mu z uśmiechem, a on wywrócił oczami, myśląc że znowu zrobiłem to sarkastycznie.
Sekretarka niezbyt dyskretnie odpięła kilka guzików bluzki i wypięła się gdy podszedłem do recepcji.
- Co na dziś mamy? - spytałem przybierając twarz profesjonalizmu, mimo że w środku we mnie wszystko tańczyło.
- Pan Martin ma umówioną wizytę. Nagrania normalnie, tylko mamy pytanie, czy Ame... to znaczy pani Evans wróci do pracy, czy została zwolniona... bo nikt się nie orientuje.
- Amelie nie została zwolniona, ale na razie nie wróci do pracy. Na jej miejsce nie zatrudniamy nikogo. Pan Tomlinson o ile się nie mylę wrócił do pracy, dadzą sobie radę z Andy'm. Coś jeszcze?
- Tak... dawno pana nie było... - mówiąc to pochyliła się gdzieś i wyciągnęła stertę kopert i faktur. - Więc trochę się nazbierało. Są zaadresowane na pana, więc pan Malik nie chciał naginać procedur.
Z przerażeniem spojrzałem się na tonę papieru. Westchnąłem.
- No dobrze, trzeba się z tym uporać... poproszę kawę... - jak ja nienawidzę papierkowej roboty...
Powlokłem się wraz z moim "partnerem" na dziś do gabinetu. Za jakie grzechy tyle tego?
- No stary, myślałem że się tam w swoim domu zarosłeś. - parsknął Zayn na mój widok. On też miał przed sobą stertę dokumentów. Skąd się tyle tego bierze?
- Zamknij się. - zaśmiałem się z jego wymęczonej miny. - Nadrobię to.
- Tak wszystko sumując, jeśli chciałbyś to nadrobić, to ja mogę przez rok do pracy nie przychodzić.
- Pogadamy jak Keira będzie w ciąży.
- O ile będzie... - westchnął i pogłębił się w papierach, jakby uciekając przed pytaniami.
Więc nie pytałem, ale to było bardzo dziwne.
Podszedłem do swojego biurka i od razu wyjąłem z torby najważniejszy przedmiot, stawiając go w widocznym miejscu. Dopiero po chwili zorientowałem się, że Zayn przygląda mi się z zabawną miną.
- Czy ciebie do reszty coś walnęło? - zaczął się śmiać.
- Taa, bardzo możliwe. - wyszczerzyłem się.
Wpatrywał się w zdjęcie USG mojego dziecka, i nie mam pojęcia czemu, ale byłem cholernie z tego dumny.
- Piękna jest, nie? - uśmiechnąłem się zdejmując marynarkę i rozpinając trochę koszulę.
- Czyli dziewczynka? - spytał, na co kiwnąłem głową. - Zobaczymy, czy udało ci się zmajstrować coś ładnego jak się urodzi. - zaśmiał się.


Wypuściłem ze świstem powietrze odkładając kolejny dokument.
Zayn wyszedł, i na domiar złego przyszedł mój ojciec, który teraz niespokojnym krokiem przemierzał gabinet.
- Uważaj, w twoim wieku częste są już choroby kości, może usiądziesz? - mruknąłem, bo coraz bardziej mnie to wkurwiało.
- Zamknij się gówniarzu. - zmarszczyłem brwi słysząc jego ostre słowa.
- O co ci chodzi? - parsknąłem składając podpis na fakturze.
- Chodź tu. - powiedział oschle.
Wstałem i podszedłem do niego.
Zamachnął się i zanim zdążyłem zareagować poczułem cholerny ból w kroczu.
- Czy ciebie do reszty popieprzyło? - syknąłem pochylając się, żeby zmniejszyć nieprzyjemne uczucie.
- Kto ci kazał robić dzieciaka?
Przepraszam, co?
- Totalnie nie wiem o co ci chodzi, ale jesteś chory. - skrzywiłem się gdy kolejna fala bólu rozeszła się w tym strategicznym miejscu.
- Masz zajmować się firmą! Już wolałem to jak miałeś co noc inną, przymykałem na to oko, ale teraz? Może jeszcze weźmiesz z nią ślub, i będziesz miał więcej dzieci?
- Oczywiście że wezmę ślub. Dzieci na razie nie planuję. To jest moje, pieprzone życie, a firma nie powinna być na pierwszym miejscu. - mruknąłem.
- Miałeś być bezpłodny. - warknął.
Co?
- O czym ty mówisz? - spytałem, czując że żyłem w większym gównie niż mi się wydawało.
- Byłeś chory. Dawaliśmy ci leki żeby to zwalczyć, ale...
- Nie kończ! - przerwałem. - Wyjdź.
Spojrzał na mnie i zmrużył oczy.
- Nie chcę cię kurwa widzieć.
Wyszedł zostawiając mnie z burzą w głowie.

- Panie Styles, mogę na chwilę? - sekretarka uchyliła drzwi.
- Taa. - mruknąłem. Wszystko we mnie buzowało.
- Mam panu coś do powiedzenia. - zaczęła i podążyła w moją stronę. Zamiast usiąść na przeciwko biurka podeszła blisko mnie i usiadła na blacie przede mną. Odsunąłem się odruchowo.
- Jesteś cholernie przystojny i seksowny.
O nie.
Odchrząknąłem i wstałem. Z dwojga złego wolałem nie patrzeć na nią z dołu.
- I na twój widok.. - zaczęła powoli i zakładając włosy za ucho podeszła do mnie przyciskając mnie do siebie. - Marzę tylko o...
- Nie. - odtrąciłem jej rękę gdy poczułem ją na moim kroczu. - Nie.
- Zastanów się. - oblizała wymownie usta.
- Niech pani natychmiast wyjdzie z mojego gabinetu.
Ile jeszcze dzisiaj?

Amelie's pov.
 - No a może tak? - spytała Eleanor z szerokim uśmiechem na ustach, pokazując kolejny sposób upięcia firanek w pokoju dziecka.
- Poprzednio mi się bardziej podobało. - oceniłam, a Keira mi przytaknęła.
- Mama! - Dave nie dawał o sobie zapomnieć siedząc w wózku i z zawzięciem atakując zabawkę.
- Tak tak kochanie.- mruknęła El skupiona na zawiązywaniu białej kokardki na firance.
Wyprasowałam już chyba tonę śpioszków, koszulek, pieluch, a tego nadal nie ubywało. Harry'ego chyba trochę poniosło.
- Tak ślicznie wyglądasz z brzuchem... - Keira nagle się rozkleiła a my z El wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Jak wieloryb. - zaśmiałam się.
- Jestem! - usłyszałam krzyk Harry'ego z dołu.
Po chwili stanął w drzwiach pokoju.
Posłałam mu uśmiech, ale ku mojemu zaskoczeniu go nie odwzajemnił.
- Coś się stało? - spytałam zaniepokojona. Nawet Dave przestał gaworzyć. Coś wisiało w powietrzu.
Machnął ręką.
Przywitał się z dziewczynami i wyszedł.
Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo i wyszłam za nim.
Był w sypialni. Rzucił niedbale płaszcz na łóżko.
- No mów co jest. - zamknęłam za sobą drzwi.
Podeszłam do niego i ujęłam jego twarz w dłonie tak, by na mnie spojrzał. Widziałam to w jego spojrzeniu. Smutek... którego nigdy u niego nie widziałam.
- Był u mnie ojciec. - zaczął powoli. Odsunęłam jego roztrzęsione dłonie nieudolnie próbujące rozpiąć koszulę.
Muskałam jego tors odpinając kolejne guziki.
- Ma mi za złe, że będę miał dziecko. A potem dobił mnie tekstem, że byłem kiedyś chory, i oni leczyli mnie tak, żeby choroba wywołała skutki uboczne, żebym był bezpłodny.
Moje palce zatrzymały się na ostatnim guziku. Spojrzałam mu w oczy. Były niebezpiecznie błyszczące, zranione.
- Myślałem, że oni chociaż trochę mnie kochali. Że gdzieś tam była ta jebana miłość, ale... - pokręcił głową. Poczułam jego łzy gdy schował twarz w zagłębieniu między moją głową a ramieniem.
Płakał.
Harry płakał.
____________________________________
Powiem Wam, że macie niezwykłą moc! xd
Wchodzę sobie dzisiaj wieczorem na bloga, patrzę: 10 KOMENTARZU, ŁO MATULU, JUŻ?!
No i co? I biorę się zapisanie. I od zera napisałam w godzinę rozdział.
To jest mistrzostwo, mówcie co chcecie xd
Dziękuję, że komentujecie, że się dzielicie tymi emocjami, jesteście mega kochani!

min. 11 komentarzy = następny rozdział





14 komentarzy:

  1. Jeju genialny zjshzhajx
    Ofc ze nienawidze ojca Harryego, egoistyczny dupek i tyle
    Cieszw sie ze szczescia Harryego i Ami

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. aż wyobraziłam sobie płaczącego Hazze :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Az mi sie zachcialo plakac ew

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojciec Harryego powiem sie ogaenac i tlye

    OdpowiedzUsuń
  6. O boze
    Co za chuj z ojca Hazzy ew

    OdpowiedzUsuń
  7. Typowo zobaczylam jak Harry placze ew
    Do nexta

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak on mogl harryego przypierdolic w krocze? Aha? Oni jako rodzice sa uroczy
    Kocham ich, a niech ta sekretarka sie odjebie

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej Harry płaczy to ja też płakam :'( Cudowny rozdział i czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Poplakalam sie
    Kazdy rozdzial teraz to sprawia haha
    Do nn

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak on mogl to zrobic?
    A ta sekretarka? Dziaka i tyle

    OdpowiedzUsuń
  12. Ta sekretarka mnie wkurza aha
    A ojciec harryego to juz w ogole
    Niech sobie odpusci

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojciec harryego to dupek, poplakalam sie
    czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  14. swietny aw, do nexta

    OdpowiedzUsuń