niedziela, 26 października 2014

Rozdział 18

- Tak, rozwój płodu jest prawidłowy. - odparł lekarz wpatrując się w ekran. - W tym okresie już wszystkie narządy są rozwinięte, serduszko pracuje prawidłowo...
Pokręcił coś przy monitorze i kontynuował:
- Bardzo dużo się rusza, ale pewnie pani jeszcze tego nie czuje, prawda? - spytał z uśmiechem a Amelie pokręciła głową. - Jeśli występowały mdłości, to teraz powinny się już zmniejszać, bo rozpoczął się drugi trymestr. Mogą tutaj państwo zobaczyć płód. Już wyraźnie widać ciało.
Miało wielki baniak.
Zaśmiałem się sam z siebie.
Cud, po prostu cud...
- Płeć już jest z pewnością określona, ale jeszcze nie wyraźna, więc na razie nie potrafię tego państwu powiedzieć. Tak jak mówiłem, jest pani drobna więc widzę już małe zaokrąglenie.
Amelie się uśmiechnęła. Jej oczy błyszczały, z resztą zupełnie tak jak moje.


- To jedziemy czy nie? - spytałem nerwowo stukając palcami w kierownicę.
- Ty zdecyduj. - odparła Amelie grzebiąc w torebce.
Światło zmieniło się na zielone i ruszyłem ze skrzyżowania.
- Ja nie wiem.
- Ja też nie. - prychnęła Ami.
- Przestań być taka opryskliwa. - warknąłem.
- A ty przestań być obrażony.
- Nie jestem obrażony.
- Nie, po prostu jesteś wściekły i na mnie warczysz! - podniosła głos.
- Takie moje cholerne życie. - mruknąłem. - Jedziemy do nich do cholery jasnej?
- Nie!
- I bardzo dobrze.
Prychnęła i odwróciła głowę do okna.
- Dojdziesz na pieszo? Chcę jechać do firmy, a mam mało w baku. - na prawdę nie wiem, co mnie kierowało że to powiedziałem, bo gdy przetworzyłem to co wyszło z moich ust zrozumiałem, jak chamsko się w tym momencie zachowałem.
Spojrzała się na mnie uważnie.
- Oczywiście, zatrzymaj się.
- Daj spokój, żartowałem, przecież jesteśmy na drugim końcu Londynu. - zacząłem się wycofywać i posłałem jej przepraszające spojrzenie.
- To nic, ja się przejdę.
- Zmarzniesz.
- Przecież masz mało w baku. - syknęła. - Zatrzymaj się.
Westchnąłem i zjechałem z drogi na podjazd.
Wysiadła i trzasnęła drzwiami, a potem szybkim krokiem się oddaliła.
Uderzyłem z nerwów w kierownicę. Zostawiła płaszcz na tylnym siedzeniu. Dodatkowo, mimo moich próśb ubrała obcasy.
Wysiadłem z auta i zawołałem za nią, ale była już za daleko.
Chciałem pobiec, ale...
- Młody człowieku, tu jest zakaz parkowania. - usłyszałem niski głos wąsatego policjanta.
Westchnąłem opierając się o otwarte drzwi samochodowe.
Wszystko, wszystko obraca się przeciwko mnie.


- Cześć. - przywitałem się z Zayn'em gdy tylko przekroczyłem próg gabinetu.
- Wyglądasz jak gówno. - podniósł wzrok znad laptopa.
- Na ciebie zawsze można liczyć.
- Od tego jestem. Co się stało? - zaśmiał się.
- Pokłóciłem się z Ami, dostałem mandat, i moje dziecko idzie do kogoś innego.
- "Moje dziecko"? Stary ja cię nie poznaję.
- Ja siebie też nie poznaję. - parsknąłem. - Może dojrzałem?
- Ty? - w życiu nie widziałem u niego tak szerokiego uśmiechu. - Ty zawsze będziesz dzieciakiem w ciele faceta.
- Wcale że nie! - zaśmiałem się.
Rozległo się pukanie i w drzwiach pojawiła się jakaś blondynka.
- A właśnie. - zaczął Zayn. - To jest nowa sekretarka i nasza asystentka, Amy. Niedługo wyjazdy i wiesz, pomyślałem, że ktoś nam się przyda.
Oczywiście, ja też o tym myślałem, ale planowałem brać pod uwagę kobiety po pięćdziesiątce... nieatrakcyjne...
Cholera, bo jak ja wytłumaczę Amelie że ta dziewczyna jest TYLKO  asystentką?
- No tak. - odchrząknąłem. - Dobrze...
Zayn wytłumaczył jej parę rzeczy i wyszła.
- Słuchaj, widzę jak cię ta kłótnia dręczy. Może czerwone róże, szampan i romantyczny wieczór? - poruszał brwiami
- Ona jest w ciąży, debilu. - mruknąłem.
- No tak. - puknął się w czoło.
- A gdyby tak jakiś wyjazd? - zaproponował.
- A co zrobisz z firmą, wizytami u lekarza, jej matką w domu? Mam za dużo roboty, pełno zaległości. - westchnąłem.
- Chyba o czymś zapomniałeś. Przecież jak dostaliśmy tą firmę, od razu założyliśmy, że ona nigdy nie będzie na pierwszym miejscu. Z resztą dawniej miałeś czas na pieprzenie się z milionami lasek i wyjazdy na Florydę, więc w czym problem? - zaśmiał się.
- W tym, że wtedy mogłem je tam zostawić, mogłem w ostatniej chwili to odwołać, a teraz...
- Porozmawiaj z nią. Powiedz jej to wszystko.
- Przecież to nic nie zmieni. - machnąłem ręką.
- Siedząc cicho na pewno się nie przekonasz.
_______________________________
Przepraszam za tak długą przerwę.
DZIĘKUJĘ 16 KOMENTARZY POD ROZDZIAŁEM 17, JESTEŚCIE WSPANIALI!
Wyjątkowo teraz nie będzie limitu komentarzy, chcę zobaczyć ile osób skomentuje bez "przymusu" :D
Rozdział 19 będzie baardzo długi, dlatego ten nie jest zbyt pokaźny xd
Na Morphine też niedługo pojawi się rozdział 2.


środa, 15 października 2014

Zapraszam na MORPHINE!

Po wielu miesiącach przygotowań nadeszła w końcu ta chwila, kiedy mogę się z Wami podzielić czymś... myślę, że dla Was wesołym :D
Pomijając serię Intern, chciałam pisać coś takiego wiecie... intensywnego, gdzie skupiłabym się na odczuciach.
W Intern stawiam przede wszystkim na fabułę.
Z resztą wiele rzeczy się u mnie zmieniło, i chciałabym zacząć coś nowego.
Tak więc zapraszam na Morphine.

Intern był, jest i będzie pisany, jestem do niego przywiązana :D

Tutaj jest zwiastun do nowego ff. Zrobiłam go sama (applause!) namęczyłam się w cholerę, ale jest, lepszy, RUCHOMY  xd

Fanfiction znajdziecie pod tym adresem: http://morphine-harry-styles.blogspot.com/

 


sobota, 11 października 2014

Rozdział 17

A little tiny scene xd No ale no: Rozdział zawiera sceny erotyczne, czytasz na własną odpowiedzialność.

Uśmiechnął się i mrucząc cicho całował moje wrażliwe miejsce za uchem. Zawisł nade mną tak, że spokojnie mogłam podziwiać jego piękne ciało, naprężające się mięśnie i bawić się jego wisiorkiem, który zawsze nosił. Temperatura w sypialni podniosła się znacznie, wszędzie w powietrzu zawieszona była gorąca, namiętna atmosfera. Głód w jego spojrzeniu świadczył o tym, że nie tylko ja tego tak bardzo pragnęłam.
- Marzę, by zerwać z ciebie te ubrania i... - wymruczał i delikatnie dotknął wargami moich ust.
- Teraz masz szansę to zrobić. Pozwalam ci dzisiaj na wszystko. - mój głos też był już bardzo zmieniony od pożądania i podniecenia.
Jęknął gdy przejechałam ręką po jego podbrzuszu.
- Pragnę cię tak mocno, że nawet nie masz pojęcia.
Znowu złożył na moich ustach pocałunek, ale tym razem mocniejszy i bardziej zaborczy.
Dotykał mnie delikatnie, pieścił czule jednocześnie drażniąc mnie, bo chciałam więcej, intensywniej.
Gwałtownie wciągnęłam powietrze gdy wsunął palce pod satynowy materiał stanika. Cały czas patrzył mi się w oczy. Jego wzrok był gorący.
- Mogę zrobić wszystko? - spytał podkreślając ostatnie słowo.
Pokiwałam głową i od razu po tym poczułam jego palce w sobie, gwałtownie rozprowadzające ciepło po moim ciele.
- Podoba ci się? - przygryzł moją wargę i przyspieszając ruchy dołączył kolejny palec.
Głośny jęk wydarł się z moich ust.
Zaśmiał się cicho.
- Mam przestać?
Pokręciłam głową i pociągnęłam go za włosy do pocałunku.
- Spójrz na mnie.
Dopiero teraz zorientowałam się że zacisnęłam oczy. Mój oddech przyspieszył.
Ujęłam w dłonie jego członka i w tym samym momencie jego władcza postawa zniknęła, ustępując jego jękom i mruknięciom.
Sięgnął po moje ręce i uniósł je nad moją głowę, zamykając nadgarstki w uścisku jednej ręki.
- Tobie ma być dobrze. - wyszczerzył się i wolną ręką zaczął obrysowywać linię dekoltu.
Pochylił się nade mną i zaczął całować moje podbrzusze, jakby chciał wyczuć rosnące dziecko.
- Nie oddam go, ale o tym porozmawiamy później. - wyszeptał i odwracając moją uwagę dmuchnął gorącym powietrzem między moje nogi.
- Nie drażnij się ze mną. - warknęłam i pociągnęłam go za włosy. Zrozumiał o co mi chodzi i zawisł nade mną.
A potem zgraliśmy się w gwałtownych ruchach ciała, jękach i zapewnieniach miłości.


- Jejku, jak ja cię dawno nie widziałam! - Keira rzuciła mi się już w drzwiach na szyję. Uśmiechnęłam się i poklepałam ją po plecach.
Potem przywitałam się z Zayn'em. Nasze relacje trochę się polepszyły, ale jeszcze nie było tak jak dawniej.
- Jak tam w świecie? Jesteś od tych podróży mądrzejszy stary? - zaśmiał się Harry zwracając się do Zayn'a.
- A żebyś wiedział! - zachichotał czochrając go po włosach. - Podpisałem taki kontrakt, że padniesz!
- Może ich zostawmy i pójdziemy na taras? - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Płaszcz! - usłyszałam krzyk Harry'ego który chyba drugim uchem podsłuchiwał naszą rozmowę.
Przewróciłam oczami i sięgnęłam po sweter, jak zwykle mu na przekór.
Pokręcił głową i się uśmiechnął, ukazując te cudowne dołeczki.
- No to opowiadaj! - odparłam od razu gdy przymknęłam za nami tarasowe drzwi.
Uśmiechnęła się, a ja już wiedziałam o co chodzi.
- Wiedziałam! - zapiszczałam i rzuciłam się jej na szyję. - Od kiedy?
- Tydzień. - wyszczerzyła się.
- Jejku no nareszcie, myślałam że się nigdy nie pozbiera. No ale ostatecznie jestem z niego dumna. - zaśmiałam się. - A Hiszpania?
- Magiczna, musicie pojechać tam z Harry'm! Może w ogóle gdzieś wyjechać. Wyrwałam się na jakiś czas z Londynu i teraz znacznie lepiej się czuję. - uśmiechnęła się.
- Czy ja wiem. - wzruszyłam ramionami. - Z resztą ty i Zayn, to przy nas młodzi, nastoletni kochankowie jeśli chodzi o staż. Harry już nie jest taki jak Zayn.
- Przesadzasz! - zaśmiała się. - W ogóle, ile już jesteście razem?
- O jejku... - zamyśliłam się. - Chyba już... coś koło dwóch lat.
- No to jeszcze starym małżeństwem nie jesteście.
Uśmiechnęłam się.
- No właśnie, mów co u was! - usiadła na leżaku.
- Ym... mokre. - wskazałam na materiał, na którym siedziała starając się nie śmiać.
Poderwała się jak oparzona.
- Dlaczego nie powiedziałaś? - zaczęła się śmiać sama z siebie.
- Nie zdążyłam! No ale weź, to chyba jasne że leżaki są mokre, jak przed chwilą padał deszcz.
- Ja nie myślę, mi trzeba mówić. - zachichotała. - I mów co u was, bo znowu temat się zmienił.
- No tak, no... bo my, tak jakby wiesz...
Zrobiła śmieszną minę i patrzyła się na mnie pytająco.
- Jestem w ciąży. - powiedziałam szybko, a widząc jak na jej twarzy pojawia się ogromny uśmiech i chce już coś krzyknąć dodałam: - ale oddajemy dziecko do adopcji.
Zapadła cisza. Keira usiadła z powrotem na mokrym leżaku i spojrzała się gdzieś daleko.
- Ale dlaczego?
- Nie damy sobie rady.
- Wiesz, że jako przyjaciółka mam prawo wybijać ci z głowy idiotyczne pomysły?
Prychnęłam i odwróciłam się w stronę ogrodu. Zawsze uspokajało mnie to, jak kołyszą się na wietrze delikatne gałązki świerków w małym lasku.
- A co  na to Harry?
- Nie wiem. - odpowiedziałam szczerze. - Stwierdził, że nie będzie mi narzucał własnego zdania.
- Typowy facet. - mruknęła. - Więc dlaczego podjęłaś taką decyzję?
- Nie jestem w stanie zapewnić mu dobrych warunków.
- Ami, mieszkasz w pałacu, a ojciec dziecka jest milionerem. - zaśmiała się kpiąco.
- Ojciec dziecka, a nie ja.
- No ale przecież chyba Harry nie zrobił rozdzielności majątkowej?
- Nie. - zaprzeczyłam. - Ale głupio mi korzystać z jego pieniędzy.
- Daj spokój. - westchnęła. - I chcesz tak przez całe życie? Amelie, z takim podejściem, to mieszkasz w tym domu i korzystasz z wody za którą on płaci. Nie sądzisz, że to przegięcie?
Westchnęłam.
- Nie chcę żeby wydawał na mnie pieniądze. Z resztą to nie tylko o to chodzi. Po prostu będzie lepiej temu dziecku u kogoś innego.
- Żartujesz sobie, prawda? Dziecku zawsze jest najlepiej z rodzicami, ono wyczuwa zapach matki... no kurde, Ami... noworodek poznaje matkę, ja... - westchnęła. - Ja uważam, że to głupi pomysł.
- Wiem, ale nie mam wyjścia.
Wstała i podeszła do mnie.
- Chociaż się zastanów, dobrze? - przytuliła mnie. Pokiwałam głową.
- Tu jesteście! - na taras wszedł Harry. - Chodźcie do salonu na jakieś winko. - spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. - I soczek. - dodał.
Zaśmiałam się i pokręciłam głową.
Cmoknął mnie w policzek i położył rękę w dole moich pleców.
Zayn czekał w salonie nalewając wina do kieliszków. I soku, do szklanki przy moim miejscu. Wspaniale.
Wieczór upłynął w bardzo wesołej atmosferze.


Wyszłam z łazienki. Harry leżał już na łóżku i przeglądał laptopa.
- Mama już wróciła? - spytałam sięgając po szczotkę, żeby rozczesać mokre włosy.
Pokiwał głową nie odrywając wzroku od ekranu. Oczy mu się dziwnie błyszczały.
- Harry?
Żadnej reakcji.
Zmarszczyłam brwi i podeszłam do niego.
Musnęłam palcami jego policzek tak, żeby na mnie spojrzał.
- Lekarz przysłał mi zdjęcia z USG. - wychrypiał.
Wzięłam od niego laptopa.
Mnóstwo zdjęć.
Za dużo.
Zamrugałam szybko żeby odgonić łzy.
Nie były wyraźne, a dziecko to okrągły kształt z małymi uwypukleniami, które prawdopodobnie były rączkami i nóżkami. W środku widoczne było to, co pokazywał lekarz, to, co najbardziej mnie poruszyło. Serduszko.
Westchnęłam i oddałam mu komputer. Czułam na sobie jego spojrzenie.
Pokręciłam głową wiedząc o co mu chodzi.
Wstał i przycisnął mnie plecami do swojego torsu. Położył dłonie na brzuchu, i zaczął go pieścić.
Składał drobne pocałunki na mojej szyi, odchyliłam do tyłu głowę żeby spotkać jego usta.
- Nie chcę go oddawać. - wyszeptał mi do ucha. - Moje.
______________________
Muszę powiedzieć, że jestem z Was mega dumna.
11 komentarzy pod poprzednim rozdziałem!
No nareszcie!
Potwierdzacie troszkę moją teorię, że jednak bez małego szantażu większość osób nie skomentuje(nie wszyscy, kojarzę nicki tych, którzy są zawsze, i będzie za to uroczysta nagroda jak przyjdzie czas na rzewne, ogromne podziękowania i podsumowania, czyli na końcu 3 części :D ) .
Dzisiaj była premiera WWA!
Kto był?
Ja przez cały film śmiałam się, płakałam, skakałam hahah cała sala kinowa, czyli dokładnie 542 osoby śpiewały, na Little Things telefony jako latarki hahaha :D
A wasze wrażenia? ;)

min. 10 komentarzy - następny rozdział







niedziela, 5 października 2014

Rozdział 16

***************Amelie jest tak w 7-8 tygodniu ciąży, żeby nie było ;p**********************
Tygodnie mijały a nic w naszym życiu się nie polepszało. Atmosfera napięta, zero czułości, a miłość zepchnięta na dalszy plan.  Nie mogłem przyjąć do wiadomości, że to dziecko tak na prawdę nie będzie moje.


- Wszystko tak jak powinno być. - pokiwał głową lekarz nadal wpatrując się w ekran USG i badając delikatnie brzuch Amelie. - Widać już serduszko.
Nie chciałem na to patrzeć. Nie mogłem się do niego przywiązać.
- Słyszą państwo? - odparł delikatnie. Słychać było cichutkie, bardzo szybkie stukanie.
- Czy to... - chciałem spytać, ale oddech uwiązł mi w gardle gdy podniosłem odruchowo wzrok. Na ekranie był mały, nierówny kształt, ruszający się powoli. W środku było widać pulsującą plamkę, i już wiedziałem, że wpadłem po uszy.
- To serduszko państwa dziecka.
Miałem łzy w oczach. Cholera, płakałem z bezsilności, miłości, dumy...
- Uderzenia są prawidłowe. Zarodek rozwija się wzorowo. Widać już nawet zawiązki rączek i nóżek. Państwa dziecko ma około 10 milimetrów. - posłał mi ciepłe spojrzenie.
Spuściłem wzrok na Amelie. Uśmiechała się smutno.
- Może się już pani ubrać. - wytarł ręce i usiadł za biurkiem, my po chwili zrobiliśmy to samo.
- Dobrze. Odczuwa pani często bóle głowy?
- Nie. - odpowiedziała Amelie. Była przygaszona.
Pokiwał głową i zanotował coś na kartce.
- Ma pani drobną budowę , więc spodziewałbym się niedługo jakichś zmian w pani ciele. Macica się powiększa, więc jeżeli będzie pani odczuwała dyskomfort i częstszą potrzebę chodzenia do toalety, to proszę się nie martwić. Jak na razie to tyle. - uśmiechnął się.

 Amelie's pov.
 - Dobrze... tak, rozumiem. Oczywiście. Już czekamy. - Harry odchrząknął i się rozłączył. Prawie zabił się o kawiarniany stół, był nieobecny, od kilku dni zmarszczka między brwiami nie znikała z jego twarzy.
 A to wszystko przeze mnie.
- Przepraszamy państwa za spóźnienie! - podbiegła do nas zadyszana blondynka. Jej perfumy były zbyt mocne i za słodkie, płaszcz zbyt krzykliwie czerwony, ubrania zbyt...
Ygh, przesadzam...
Po prostu każda para wydawała mi się nieodpowiednia...
Tak na prawdę ta kobieta wyglądała bardzo sympatycznie, a dobra energia biła od niej na kilometr. Była radosna i kolorowa, i starannie ubrana, tak samo jak jej mąż. Ale mieli jedną wadę. Oni mieli zabrać moje dziecko.
Spojrzałam na Harry'ego i wcale mi to nie pomogło. Przygaszony, blady i zupełnie bez kolorów od niechcenia podtrzymywał rozmowę.
Bałam się mu spojrzeć w oczy. Swoim tchórzostwem właśnie niszczyłam wszystko, prawda?
- Na kiedy ma pani termin? - otrząsnęłam się gdy doszło do mnie, że pytanie skierowane jest do mnie. - Przepraszam, że pytam , ale zapomniałem.
- Koniec listopada.. - odparłam starając się brzmieć uprzejmie. "Dokładnie w moje urodziny".
- Czyli do stycznia mogą państwo jeszcze zerwać umowę...
Owszem, możemy, ale i tak nie możemy tego zrobić.
Opuściłam głowę. Harry nerwowo przygryzł wargę.
Uśmiech zniknął z twarzy kobiety.
- Państwo jeszcze nie podjęli decyzji, prawda?
- Podjęliśmy. - odparłam cicho. - Podjęłam. - dokończyłam po krótkim wahaniu.
- No dobrze... - odchrząknął Harry i rozmowa potoczyła się dalej.

Harry's pov.
- I jak? - spytała na progu matka Amelie. Żołądek podchodził do gardła, serce chyba wyparowało, w tej chwili nie byłem zdolny do jakichkolwiek emocji.
- Znaleźliśmy rodzinę. - odpowiedziała cicho Ami.
- Aha... - Cara  spuściła głowę. Może też nie uśmiechało się jej oddawać wnuka?
Nie mogłem przyjąć do wiadomości, że ten cud, rozwijający się w Ami nie będzie mój. Że owoc MOJEJ miłości trafi do kogoś innego. Kiedy się urodzi nie dadzą mi małej istotki prosto w ramiona, a Amelie nie pocałuje dziecka w malutkie czółko tak jak w każdym filmie, nie weźmiemy go do domu, nie będziemy się nim opiekować, nie będzie nic...
- Możemy porozmawiać? - usłyszałem cichy głos Amelie. Skuliła się na kanapie w moim prowizorycznym gabinecie. Kiwnąłem głową i usiadłem obok, a ona od razu wtuliła się we mnie. Westchnąłem i mimowolnie gładziłem ręką jej plecy. Nawet jeśli chciałbym się na nią gniewać, nie umiałbym, bo ona ma po prostu taką aurę...
- Co myślisz o tych ludziach? - spytała po chwili.
- Myślę, że ja zapewniłbym dziecku lepsze warunki. I oni nie są w stanie kochać go tak, jak my byśmy to zrobili.- odpowiedziałem szczerze.
- Harry... - jęknęła. - Pytam na poważnie.
- A ja równie poważnie mówię. - odpowiedziałem niewzruszony.
- Wydają się mili i kochający...
- Oczywiście. - pokiwałem głową. - Ale nie wiem, czy poradzą sobie z pomieszaniem naszych genów.
Wtuliła się we mnie mocniej.
- Co powiemy twoim rodzicom? - spytała cicho.
- Nie wiem. Równie dobrze nie musimy mówić nic, bo to dziecko nie jest już nasze. Tak, jakby go nie było. Na razie nic nie widać, więc zachowujmy się tak, jakbyś nie była w ciąży.- odparłem z goryczą. Wiem, że powinienem ją wspierać, wiem, że nie powinienem być taki niemiły, ale ja nie mogę się z tym pogodzić.
- Czyli już wspaniałemu tatusiowi odechciało się zgrywania roli bohatera? - podniosła się zdenerwowana.
- Po jaką cholerę mam się cieszyć, że ono jest? - wstałem z kanapy i powiedziałem podniesionym głosem. - Nie będę się do niego przywiązywał, nie będę go kochał, nie będę głaskał twojego brzucha tak jak w tych wszystkich pieprzonych filmach! Jeśli chociaż trochę się do niego zbliżę, będzie mi jeszcze trudniej!
- Już nic z tym nie zrobimy, musimy...
- Nie. - przerwałem jej. - Mi nie o to chodzi.
Spojrzała na mnie pytająco.
Mój oddech przyspieszył. Bezradność rozwalała mnie od środka.
- Lepiej skończmy o tym rozmawiać, bo to nas nigdzie nie doprowadzi. Masz być szczęśliwa, to jest dla mnie najważniejsze, a reszta...reszty już nie ma. - westchnąłem, machnąłem ręką i wyszedłem.

Amelie's pov.
Byłam rozbita. Zupełnie nie wiedziałam co robić, nie miałam pojęcia jak to rozegrać. Błąkałam się w rzeczywistości mając zgubne poczucie niepokoju...
Spojrzałam na Harry'ego który akurat wyszedł po prysznicu z łazienki. Najwyraźniej zupełnie się mnie nie krępował, bo nie zwracając uwagi na to, że jest nagi chodził po pokoju składając pranie.
Taki piękny.
Tak nieziemsko przystojny.
Umięśniony.
Dobrze zbudowany.
Wysoki.
A tatuaże dopełniały perfekcji.
Co ja, gruba jak wieloryb będę robić przy takim idealnym Harry'm?
- Nie gwałć mnie wzrokiem. - w jego głosie wyczułam nutkę rozbawienia. - Jestem cały twój. - wymruczał do mojego ucha seksownym głosem.
- Przecież nie mogę. - pocałowałam go.
- Możesz. - wyszczerzył się. - Myślisz, że nie sprawdziłem tego w każdym możliwym źródle?
- I czego się dowiedziałeś? - zaśmiałam się opadając na łóżko pod jego ciężarem. Przyciskał mnie swoim nagim ciałem, ale cały czas uważał na brzuch.
- Jeśli ciąża nie jest zagrożona, możesz kochać się ze mną kiedy chcesz. - poruszył zabawnie brwiami.
- Moja matka jest za ścianą.
- Kochanie. - pokręcił głową. - Przecież ona dobrze wie, że to robimy. Dziecko nie wzięło się nam z księżyca.
- Ale mogę być na górze. - zaszantażowałam.
- Niech ci będzie. - udał zrezygnowanie.
Uśmiechnęłam się. Wplotłam palce w jego włosy i pociągnęłam bliżej ust.
____________________

min. 10 komentarzy - następny rozdział :)